Sam gazda wyścielił mu na noc posłanie na hrubie: cztery nowiutkie włochate liżnyki nie ruszane dotąd i prześcieradła konopiane nowe, jeszcze nie prane. A także poduszkę żydowską fajną, całą czerwoną, mu podłożył.
Już o świcie krzątał się stary gazda, chodził wszakże na palcach, przygotowywał osobiście śniadanie. Gdy zauważył, że Foka nie śpi, podszedł do niego, szeptał mu tajemniczo z chytrym uśmiechem.
— A może ci pieniędzy potrzeba? Czerwonych dukatów, co?
Foka dziękował, zapewniał, że nie potrzebuje. Po obfitym śniadaniu mimo dalsze pokusy i namowy, Foka pojechał drogą w górę wzdłuż Czeremoszu przez Krasny Łuh, ponad Bystrec na Ruski. Przed południem dotarł do koliby leśnej. Zastał tam tylko spuzara.
Spuzar — to niezaszczytne miano dosłownie oznacza śmieciarza, zamiatacza prochu i śmieci. W rzeczywistości podczas nieobecności robotników spuzar utrzymuje cały porządek w kolibie. Przygotowuje opał, podsyca nieustannie watrę, zmienia gałązki smerekowe na posłania. Rano i wieczorem gotuje posiłki dla wszystkich. Spuzar to gospodarz koliby. Dlatego zdarza się czasem, że urząd spuzara sprawują kobiety. Nikomu u nas do głowy nie przyjdzie, to rzecz jasna, jak to słychać o jakichś robotach syberyjskich, aby kobiety pracowały w puszczy przy wyrębie drzewa. Ale jak się urodzi taka jakaś rozmaszysta i niedźwiedziowata i ma do tego ochotę, to owszem, może być z niej dobry spuzar. Miano spuzar to nie pogarda dla człowieka. To zrzucenie całego domarstwa, wszelkich brzemion. Za to żeś się porwał na las, o śmierć się ocierasz, masz człowiecze tę swobodę, żeś cisnął wszystkie kłopoty na śmiecie. Niech się spuzar z tym pora.
— Wiecie co, gazdo — powiedział spuzar — ładnie dziś, ciepło, skoczcie na górę. Za godzinkę, za dwie będą spuszczać drzewo — wskazał na stromą ścieżkę tuż przy ryzie. — Ścieżka