wy. — Zadyszał się, Marijka zmarszczyła się, odsunęła się, a Pańcio mówił jeszcze goręcej.
— Prawdziwy, żywy obraz, nie bohomaz popowski. Nie patrzycie na nikogo tylko na mnie. I zaraz będą plotki.
Rozbrojona Marijka roześmiała się serdecznie.
— Niech plotkują, a z dobrego konia spaść warto, może nie?
Pańcio wylepiotał:
— Warto. A kto tu koń?
Muzyka urwała nagle, przerwano taniec, wszyscy rozsypali się, koło haci zaroiło się od ludzi.
Chłodniało już dobrze w jarze od cienia i od wody, tańce spoczęły, a przecie żal było porzucać tony i tak z tańca same wysnuły się śpiewy. Muzyka zaczynała, próbowała, wreszcie znalazła. Pod nutę podgórską, słodką, nieco zawodzącą, śpiewała wdowa po Guluku głosem tak maślanym, jak jej lica i bardziej lepkim niż jej głos. Zaczęła tak:
A ty mene ne kochajesz,
Ja tebe kochaju,
Cztery razki za toboju
Słuhy posyłaju.[1]
Tak zwracała się młoda stęskniona popadia do młodzieńca Petrusia. Śpiew opowiadał dalej, że gdy Petrusio usłuchał wreszcie kuszenia, został zabity przez czyhającą zasadzkę sług oddanych mężowi pani, w chwili, gdy zrzucał koszulę dla godów miłości. Niezwłocznie słudzy porwali zabitego Petrusia od pani i wrzucili go do Dunaju głębokiego.
Pływaj sobi Petrusyku
Wid kraju do kraju,
Abys znał ty jek lubyty
Tu welmożnu paniu.[2]
Lecz pani kazała wyłowić rybakom ciało, zrobić trumnę i zbudowała mu nagrobek z daleka widoczny.