kobiet, nawet wobec tej smarkuli byli dzieciuchami. Oglądali się smętnie, kto by mógł jeszcze zaśpiewać coś na pociechę. Tymczasem oczy kobiet już zwróciły się ku Mariczce Szestunównie. Justynka Cwyłyniuczka jako gospodyni powiedziała, co inne myślały.
— Śpiewajcie, Mariczko, wy najpiękniej śpiewacie.
Za nią powtarzały to samo Guluczka, Biłohołowa i inne, a Połahniczce wyrwało się:
— Śpiewajcie, wy najkraśniejsza! — Z kolei prosili wszyscy. Muzykanci nie dotykali strun, czekali. Mariczka przymknęła oczy, potem znów otworzyła, szepnęła do Sawickiego:
— Proszę paniczu na cymbałach tylko, ale na przemian, raz hołowskiej gry cichej, a raz Dżumanowej sumnej.
Sawicki ożywił się, przystąpił do Mariczki, cisza pogłębiła się, Sawicki niedbale przechadzał się palcami po cymbałach, naprzód wypłynęła hołowska nuta utykająca, pieśń dla chorych dzieci i smutnych starców, potem stepowa melodia Dżumanowa, co galopuje w przestwór i nagle wryje się, jakby kto osadził konia na miejscu. Nie było zwyczaju tak łączyć dwie nuty i odchodzić do monotonii, zatem słuchano tym chciwiej. Mariczka śpiewała opowiadanie na nutę hołowską, a po każdej zwrotce powtarzała zaśpiew na nutę Dżumanową.
Na wysokij połonynci
Baranczyk wid mamy
Zahuływsy, załyszywsy,
Taj piszow switamy.[1]
Mariczka oznajmiła zwrotkę głosem wyraźnym lecz niewiele głośniejszym od szeptanej kołysanki dla dzieci, potem śpiewała zaśpiew o wiele głośniej, rzewniej:
Swit czużynoczka, brat ni sestryczka, nichto ne zowe,
Nema z kim żyty, hnaty — tużyty z wamy witrowe![2]
Ilekroć powtarzała zaśpiew Mariczka, kobiety podchwytywały go i powtarzały mrucząc. Mariczka śpiewała coraz ciszej, słuchacze słuchali coraz uważniej, a coraz głośniej rozbrzmiewał powtarzany przez wszystkich obecnych zaśpiew. I tak szła da-