Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/355

Ta strona została skorygowana.

żenie. W gwałtownym ruchu nachyliła się nad Pańciem i ciężkie złote sploty włosów rozsypały się jej na czoło. Ujęła Pańcia za rękę, nie oglądając się zapytała wyraźnie:
— Kto was skrzywdził?
Pańcio ocknął się, wypalił:
— Wszyscy.
Marijka odparła twardo:
— A ja wam powiadam, wstańcie!
Pańcio z trudem wygrzebał się ze swych szmat i wstawał powoli. Foka i Cwyłyniuk ujęli go pod ramię i uprowadzili w kierunku koliby. Zabawa popsuła się nieoczekiwanie, tylko kos żegnał się wesoło z dniem.



WIERCHUSZEK WIOSNY

Na szczęście wołano do piwa. Dla ugaszenia pragnienia, dla orzeźwienia tych, których taniec wyczerpał, i wreszcie dla zagrzania, których rosa wieczorna, rosa z ciał i wilgoć z jaru ziębiła już i nawet trzęsła. Piwo, piwo, cóż bardziej było w sam raz! Znów wskrzesła Justynka. Dając budujący przykład wychylała puchar za pucharem, a równocześnie hałaśliwie czuwała aby każdy otrzymał piwo, a nieco ciszej nad sprawiedliwym rozdziałem i nad trzeźwością. Rozgadywała takich co pili milczkiem kubek za kubkiem, a innym gębę zatykała, aby nie gadali, tylko pili. Wprzęgła do pomocy, czy to dla zapraszania czy dla hamowania i pilnowania, tłuściutką wdówkę, Połahniczkę i każdą, która wpadła jej pod ręce. Znów wdowa pokazywała zęby, a Połahniczka kułaki. Koło koliby było jeszcze jasno i wcale ciepło. Zachodzące słońce igrało na falach potoku. Nietrudno było dojrzeć, że kędziory potoku podobnie złociście rozsypały się jak kosmyki Mariczki. Lecz o tym nie pamiętano.
— Nie liżcie garnuszków, tylko wychylajcie, gol-gol-gol! — krzyczała nad karkami Justynka.
Mandat gwałtownie wydmuchiwał piankę z piwa, a Matarha pouczał ważnie:
— To sama śmietanka, smakować trzeba, nie dmuchać, lizać, nie łykać.
— A wy pijaliście kiedy piwo? — pytał Mandat.
Matarha zlizując piankę chwalił się:
— Ho, ho, nakosztowałem się i nażłopałem tego piwa. Tyle