już nigdy pić nie będę. Najwięcej wtedy, kiedy nasz regiment stał na Szląsku. To daleko, aż za Krakowem. Tam z wierzchu taka sama pianka najfajniejsza, to Niemcy, a zdmuchnąć troszkę, to pod spodem sami Polacy, można ich rozumieć, podobnie mówią jak my, i jak my od Niemców trochę durniejsi. Ale piwo wszystkim jednakowo leje się do gardła, na targach, w szynkach, na strzelnicach, halba koło halby stoi jak na warcie. I oni tę piankę od piwa nazywają kwiatkiem. Słusznie, trzeba sączyć do gęby jak pszczoła z kwiatka, a nie dmuchać, nie łykać jak pies.
Mandat usiłował sączyć piankę, potem wśród śmiechu wygolił cały kubek. A Justynka niezwłocznie kazała mu dolać. Matarha nadal rozwlekle i z lubością pouczał o kwiatku piwnym. Zagrzani piwem rozprawiali nieco chłodniej o sprawach dnia, a przecie Matarha, zlizując ze smakiem piankę i oglądając się ostrożnie, powracał do swojej zadziory.
— Tamtego zaczarowała, leży półmartwy, głowa mu pęknie lada chwila, a temu dziadydze rozduła ogień w głowie, że szczeka na Boga i rzyga na majestata.
Witrołom kiwał głową smętnie:
— Kto wie, może —
Mandat pociągając piwo pocieszał lekkomyślnie:
— To prędko mija, kto chce być durny, ten daje się czarom, a kto nie chce, kicha na czary.
Matarha znów się rozgrzał:
— Mija? oj człowiecze, czort nie mija.
Stojący opodal stary Koczerhan znów łagodził:
— Ludzie Boży, to nie czort, to wiosna, wszystko chce żyć, rusza się. I niech się rusza, nie bądźcie tacy zimowi.
Piwo przywracało pogodę. Przy piwie kończono chram wiosenny zabawami młodzieży, które zazwyczaj można oglądać na podwórzach cerkiewnych po nabożeństwie wielkanocnym. Ustawiono niby ruchome budowle tak zwane cerkowci. Młodzieńcy obejmujący się za plecy w kółkach po czterech i po sześciu trzymali na ramionach po dwóch i po trzech, a czasem jeszcze na ramionach tamtych jak na drugim piętrze stal jeden albo dwóch. Pokropione piwem figlarne cerkiewki rozbrykały się, fundamenty wierzgały, skakały i tańczyły, sklepienie i dach chwiały się, a kopułki spadały z krzykiem na ziemię. Znów naprawiały się cerkiewki, po czym nieco ostrożniej obchodziły jedna za drugą stół i kolibę. Następnie młodzi chłopcy razem z dziewczętami bawili się w „kuroczki“. Mło-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/356
Ta strona została skorygowana.