skałą Hromową wypiszemy wielką tablicę: „Tu zaczyna się konstytucja, tutaj wietrzą człowiekowi“. To będzie ziarno dla ptaków dalekich, co najlepsi zlecą do nas. I z książek bije to samo. Mnie wierzcie, to nie kto bądź, to sam wójt z Żabiego znad Czeremoszu śmiało mówi przeciw Kainom. Tutaj na Riabyńcu powietrze czyste, widać na wskroś. Słowo fałszywe spadnie błotem na głowę temu co bresze. A słowo wierne prosto do nieba leci ptaszyną wiosenną. Toż mówię wam także, że książki co najmądrzejsze właśnie ziarno sieją takie, abyśmy wierzyli jeden drugiemu. Mędrzec potrafi, co innemu się nie przyśni, Hiob czy Salomon wierzy Bogu i ludziom, dużo nie mówi, świdruje okiem, zaświeci na ludzi i już oni u niego w kieszeni. Przypomnijcie sobie pana kowala z Jasienowa. Przecie są tacy co mówią, że ruski car najlepszy, bo prawosławny, to znaczy twardy i strasznie mocny, a inni, że Francuz, bo choć trochę miękki, sama delikacja, głowa nie żadna kapusta, a ja mówię, ja wójt Żabiego, nasz cesarz najlepszy, ani twardy, ani miękki, bo nam dowierza, daje nam borgi wielkie, daje konstytucję, to znaczy daje nam spokój. I mówi tak, wielkim pismem pisze czarno na białym, złotym na srebrze: „Ludzie, bądźcie sobie jak sami chcecie! czy wy wiary Bożej czy ludzkiej, ludzkiej czy pańskiej, chrzczonej czy żydowskiej, łacińskiej czy uniackiej, tureckiej czy bośniackiej, madiarskiej, ormiańskiej, cygańskiej, czy — jaka wam się podoba, to i mnie się podoba. Nie martwcie się waszą wiarą, ani niczyją, wiara to skóra, nikt nie winien za swoją skórę. Mnie cesarzowi wasza skóra się bardzo podoba. Temu wam dowierzam i grzecznie was proszę o to jedno: nie zróbcie wstydu cesarzowi. Wierzcie i wy jeden drugiemu, to najstarsza wiara. I róbcie dobrze, róbcie jak najlepiej, ja wiem dobrze, że potraficie. To będzie bardzo ładnie, to mi będzie bardzo przyjemnie, to będzie najsławniejsza konstytucja! Wasz Franz-Josef Apostolski, i jak kto lubi.“ — Tak pisze tato. I za to mamyż go martwić, mamy bić się, rabować, szachrować, a co najgorsze dusić silny słabego, bogaty biednego? Aby się cesarz zmartwił od tego kaiństwa i umarł z żalu? A gdzie znajdziecie takiego? Uważajcie, byście nie zmarnowali i potem nie musieli słuchać sobaczej skóry. Niech was Bóg broni! Wierzcie i wy jeden drugiemu, bo nawet zwierz w puszczy, gdy przyjdziesz do niego z sercem, nie skrzywdzi cię, tylko ogon pod siebie, a co mądrzejszy zwierz zamacha ogonem przyjaźnie. Machajmy i my ogonami, machajmy żwawo, a któ-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/360
Ta strona została skorygowana.