Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/367

Ta strona została skorygowana.

złośliwie, pokazując szczerby. Joseńko zauważył go, zdziwił się wyniośle:
— Aa! Pańcio się odnalazł. A po Żabiu smutek powiał, że może pogrzebiony. Zbierali się już płakać, żabiowcy litościwi. A on tutaj się zagrzebał.
Pańcio otworzył usta, jak pies co zbiera się chwycić.
— Po-pogrzebiony, nie po-pogrzebiony, ale was jeszcze głębiej za-zagrzebią, tam na wierchach, gdy będziecie się włóczyć za waszą lichwą.
Joseńko spuścił z wyniosłości, gorączkował się:
— Co za lichwa, jaka lichwa, gdybym wam dał na kredyt mąkę, skórę, to zapłacilibyście chyba, czy jak?
Pańcio wydął wargi:
— Nie przyjdę do was, choćbyście mnie prosili.
Joseńko odpalił:
— Wielka mi szkoda. Za te zarobki z łatania garnków nie można dużo brać na kredyt.
— Nie dbam o wasz kredyt.
— A ja nie płaczę za takimi gośćmi.
Pańcio przeżuwał w milczeniu, potem otworzył usta, odsłonił szczerby i zapytał gładko:
— Ja nie tutejszy, a powiedzcie, czemu tu w górach mówią, że Żyd tylko pieczony smaczny?
— O księżach mówią tak samo — odciął już spokojnie Joseńko — a żaden z jegomościów o takie dureństwa nie dba.
— A wy dbacie o jegomościów? — wyszczerzał się dalej Pańcio.
— O kogóż mam dbać? Pewno, że dbam, to sąsiedzi, służą Bogu, uczą ludzi.
Pańcio nie odczepił się:
— A może wychrzcicie się? tak wam będzie jeszcze lepiej durzyć ludzi.
Joseńko syknął, jakby go kto uraził w ranę. Znów gorączkował się:
— Cóż to za gadanie? To wasze durzenie, że Żyd i ksiądz jeszcze za mało pieczeni, a ja wam powiem, że wy nawet całkiem pieczony wcale nie jesteście smaczny i kto by się na was łakomił. Co wam zrobiłem? Czepiacie się na gładkiej drodze.
— Nie bójcie się — dziaukał Pańcio pospiesznie, jakby w obawie aby mu kto nie przerwał — jeszcze nie tak, do was się przyczepią, ale nie na gładkiej drodze, tylko tam na wier-