Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/368

Ta strona została skorygowana.

chach. Ci, z których drzecie skórę, tak się was uczepią, że już waszej skóry nikt nie załata.
Foka przerwał twardo:
— Co z wami dziś, Pańcio, dość tego!
Pańcio wstrząsnął się jakby się obudził, odwrócił się aby odejść, Joseńko wstrząsnął głową, pejsy zakołysały mu się. Opanował się i westchnął:
— Taka fajna połonina u Szumejów, a przecie musi być pokrzywa.
Pańcio odgryzał się odchodząc:
— Nie bierzcie na język, to nie popiecze.
Foka zawołał aa Pańciem:
— Joseńko jest moim gościem proszonym, to znaczy waszym też, zawołajcie Petrycia, podajcie gościom co potrzeba.
Pańcio spojrzał zezem na Fokę, poszedł pospiesznie do koliby, po czym obaj z Petryciem przynieśli mleko i bryndzę dla Joseńka, a banysz i pierogi dla jego towarzyszy. Potem wyciągnął swój własny chleb z besahów. Pańcio znów szczerzył szczerby, ale Joseńko odwrócił się, udając, że go nie zauważa. Posilali się w milczeniu. Tymczasem zmierzchało się powoli, wchodzono do koliby, stamtąd było słychać gwar, potem granie i śpiew. Joseńko z Foką pozostali sami przy stole. Gwiazdy wyłaniały się z głębi nieba, Joseńko patrzał w górę i szeptał:
— Ty także może myślisz, że mnie te parszywe guldeny u Polańskich chapunów ciągną za Górę?
Foka zdziwił się:
— Cóż jeszcze?
— Wiosna — wytchnął Joseńko. Czekał, Foka nie pytał, a Joseńko odsłaniał się powoli. — Uciekam od zmartwień, od piekła.
— Cóż to ma do wiosny? — zdziwił się znów Foka. —
Joseńko nachylił się do Foki, mówił przyciszonym głosem:
— Uczyłem syna Ajzyka od małego na takiej książce, z której wiosna idzie. Rozumiesz, nauka taka, że wszystko ma być na nowo, że człowiek ma się odnowić. Nie był wtedy czarny jak teraz, włosy miał jak ja, całkiem jasne. I tam w książce, rabi Nachman — fyn Bracław poucza, że Pan Bóg to niańka, co wciąż chowa się przed dzieckiem, a ciągle woła na to, aby dziecko szukało, aby uczyło się chodzić. To Ajzyk mały z jasną głową chodził naokoło domu, szukał za węgłem i mówił: „Znów się schował“. A ja mu mówiłem: „Szukaj, szukaj“. To on wciąż