Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/371

Ta strona została skorygowana.

w dworze w Krzyworówni. I położyłem na stoliku książkę o wiośnie. Może zaglądnie, może sama książka do niego zakrzyczy? I co? Świeca nawet nie zapalona. To któż on? Szczur z uliczki. Po prostu nikt!
Joseńko opuścił głowę, szeptał wyczerpany:
— Nie mogę już, byłem u twego ojca, byłem u tamtego białego Maksyma na Jaworzu. A to obaj milczkowie, twój ojciec gładzi wąsy i patrzy w stół, a tamten biały uśmiecha się, słucha czegoś, tylko nie mnie, i także milczy. Chciałem pójść do starego księdza Buraczyńskiego, to żywy człowiek. Ale czyż ja wiem? Będą głupie plotki, a może naprawdę tamten zaciąga mnie do zdrady?
— Kto taki? — pytał Foka.
Joseńko wypalił:
— Czort! Tak nie wolno mówić, ale niech będzie: Czort! To mój luby synek wypędza mi spod wątroby takie śliczne słowo, tfu! — Joseńko splunął delikatnie.
— A do rabinów? — pytał Foka.
— Słuchaj co mi pozostało, jestem w takiej dziurze, w piwnicy i co z niej widać? Nic tylko guldeny i procesy. Jak kot pryskam na durnych chapaczy, na naciągaczy, na pijaków, procesuję się. A to na nic, co połknę guldena, to jakby przez rany w gardle, co wygram proces, to w brzuchu mnie pali. Mój rabi Nachman umarł dawno i umarł młodo, Pan Bóg ochronił go od starości. Moja żona także młodo umarła, a teraz widzę, że dobrze, zawczasu uciekła od płaczu do grobu. A ja dokąd mam uciec? Do rabinów mówisz? Nie rozumieją, nie zrozumieją, jeden jak drugi mówią, że herezja. No i teraz nawet z samej książki nie wiosna bije, tylko wyrzuty i rany. Z każdej strony wyrzut. Nie udało się — nic. — Głos drgał mu, zadyszał się, zamilkł.
— I cóż dalej? — szeptał Foka.
Joseńko szeptał także:
— Posłuchaj, tam u Nachmana jest takie słowo, jedna furtka taka, że trzeba choć raz w życiu powiedzieć komuś wszyściutko, przepraszam, nawet co w łóżku z własną żoną. Aby narodzić się na nowo, aby była wiosna. Rozumiesz?
Foka szepnął:
— Spowiedź.
Joseńko syknął:
— Właśnie! dlatego to dla tamtych herezja, a to nie herezja żadna, broń mnie Boże, to serce samo. Prawdy chce, tylko