Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/377

Ta strona została skorygowana.

onych nie tak dużo, wszystkiego dwanaście. Nie! To z rodu wszystko i od razu złe, wrzeszczące, z pianą w pyskach.
Petrycio wypalił:
— To Marijka Szestunówna też z czorta?
Ten i ów zaśmiał się grubo, inni chichotali. Foka oglądał się surowo, śmiech urwał się. Pańcio nie odpowiadał. Petrycio wyszedł na środek koliby i pytał go:
— Odpowiedzcie, Pańciu, odpowiedzcie, to warto wiedzieć.
Pańcio znów pominął pytanie:
— Najlepiej takiemu, co się wcale nie urodził i taki najlepszy.
— A gdzież jest taki, pokażcie mi — spytał ważnie wójt z Żabiego.
Znów głośny śmiech przeleciał i urwał się, a Petrycio przybliżając się ku Pańciowi nalegał:
— Nie o to pytam, tylko czy nasza Mariczka także z czorta, powiedzcie śmiało.
Znów śmiech jeszcze głośniejszy zerwał się, a Foka wstał i rozsierdzoną miną gasił śmiech. Oczy Mariczki zapłonęły nagle światłem figlarnym, usta jej wydały się kuszące. Liczne oczy spoglądały na nią tylko, jakby nie było wójta, Pańcia ani Petrycia. Pańcio wysunął łysą głowę z cienia, opuścił wargę bezbronnie, przyciskany przez Petrycia biedził się:
— Wy-wygląda, że jest także odwrotna odmiana.
— Od kogo, od kogo? — nalegał Petrycio, jakby czyhał.
Pańcio nie odpowiadał, Petrycio nie ustępował, inni nie śmiali się już, spoglądając to na Mariczkę, to na Pańcia nalegali licznymi głosami: Powiedzcie, powiedzcie.
Pańcio lepiotał słabiutko:
— Ha, od tych tam — Foka opowiadał w burzę zimową te bajki, a tamten Maksym z Jaworza także.
— Od Rachmanów? tak? — pytał Petrycio szczególnie głośno.
Joseńko obudził się nagle i słuchał. Petrycio powtarzał pytanie, nalegał:
— Powiedzcież, odezwijcie się, Pańciu.
Lecz Pańcio machnął ręką, cofnął łysinę w cień, zakrył oczy dłońmi, jak gdyby drzemał. Zniechęcony Petrycio wrócił do watry, zniecierpliwił się, ciskał smolne polanka do ognia jedno za drugim. Watra buchnęła nagle szczególnie jasno. W blasku watry wyprostowana Mariczka z wzniesionymi oczyma rozbłysnęła jak zjawa nieziemska, jak obietnica i wyrzut. Watra ją wyniosła, nie pozwoliła jej spać ani zgasnąć, nie