grom przechadzał się górami. To święty Jurij odmykał wrota od wiosny. Za Witrołomem pospiesznie wchodzili rębacze bystreccy wracający od mygły i od haci. Od razu święto zmieszało się z roboczym dniem, chram z pracowitym butynem, jak ciepłe powietrze z zimnym. Rębacze byli zmęczeni podwójnie, chramem i robotą, dziadkowie baraszkowali. Z rozpędu świątecznego Sołomijczuk paplał nadal głośno i nieostrożnie:
— U nas na Puszkarze wszystko wiadomo. Nasi chodzą na Gadżyn za skarbami i na wypasy także. Kuźma Gotycz to syn drugiej żony Danyły, co się zowie Solimona, a któż ona? Ochrzczona niauka, powiadają także, że wiedźma. Z niej Niauczuk, dlatego ptaki z nim się wadzą, węszą sowi ród i dziobią.
Leżący już po różnych kątach koliby bystreczanie zarechotali głośnio. Ucichli prawie, a jeszcze Mandat rechotał jakby z wyzwaniem. Sołomijczuk zwiesił głowę pokornie, dziadkowie onieśmielili się, święto się skończyło. Pechkało żachnął się jakby obrażony, lecz naprowadzał niezbyt zaczepnie.
— Śmiejecie się głupio. Może nieprawda, że Danyło po śmierci żony przeniósł się ze starej chaty, stamtąd gdzie Gadżyn i Kizia się spływają, w las nad Psaryk? Ożenił się z Solimoną i z tego wszystko.
Rębacze śmieli się głośno, ten i ów podnosił się z posłania, spoglądając spode łba, a Witrołom wyjaśnił cierpko.
— Człowiecze jeden z drugim, to plotki z wiatru i tyle. Kuźma Wichrynka, tak zwany od dawna, bo ciska się jakoś, nie jest synem Solimony, tylko pierwszej żony Danyły, a Solimona nie żadna niauka, to śmiech, tylko rodem z Prociuków z Bystreca. Ma tylko jednego, małego chłopca, czarniutkiego Petrunia. A czy wiedźma? Nie słyszałem. Po co kłamać?
Pechkało zamilkł niechętnie, potem poderwał się jak przygasła watra, wybuchnął nie do rzeczy:
— A ja mówię, tamten cichy strzelec przemienia się, znika nagle i znów się zjawia.
— W co się przemienia? — pytał Witrołom.
Pechkało przemilczał, tymczasem Petrycio zbudzony hałasem podniósł się z posłania i słuchał ciekawie. Nie otrzymując odpowiedzi, Witrołom poderwał się także.
— A ja mówię: hańba takiemu, kto plotką z wiatru piętnuje innych.
Pechkało wstał, wyszedł ku drzwiom, otworzył je, na dworze ciemniało gwałtownie. Przez drzwi błyskało raz za razem. Sawicki wraz z Tomaszewskim i z jego kumpanami, umyka-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/388
Ta strona została skorygowana.