Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/405

Ta strona została skorygowana.

obecności podsądnych, czasem bez świadków, czasem wybieramy świadków na sędziów, a czasem siebie samych na świadków i na sędziów. Na szczęście swoich własnych nadziei nie wyrzekamy się, wierząc uparcie, że ani tak ani owak być nie musi. Doli do kart wcale nie zaglądamy i tak jest dobrze. Tylko najlepsi, ci, co wiosnują choćby ostatkiem sił, zdają się na dolę jak na wiosnę górską. Nieodgadniona ona, zdawałoby się grymaśna bardzo, ale wiosna.
Iwanysko Cwyriuk przeżył wszystkich rębaczy i butynarów. Gdy z bystreckimi rębaczami niespodzianie stało się to co powiemy później, tłumaczono, że Cwyriuk zwąchał co grozi, zaprzestał na czas zwady z lasem, bo go ostrzegły leśne szepty, a on usłuchał i dlatego opuścił butyn. Chyba nikt tego nie słyszał od samego Iwanyska? Jego przodkowie byli leśnymi ludźmi i on do końca życia strzelał jelenie. Ale dla dzieci swoich wyrobił z lasu carynki i ogrody, nauczył ich karczunku i gazdostwa, podchował też dla nich więcej chudoby. Do lasu ich ze sobą nie brał i zakazał, aby do lasu ze strzelbą nie chodziły. Dzieci były posłuszne, nie pchały się do lasu.
Iwanysko umarł wiosną pięćdziesiąt lat po naszym butynie. Umarł trochę za wcześnie, ale był dość sterany lasem i coraz chudszy. Kiedy go niesiono z Koszieryszcza na cmentarz nad Bystrec, zbiegło się dużo luda spod Czarnohory, z Dietuła, z Ruskiego, spod Kostryczy i znad Rzeki. Gdy doszli do cmentarza, zauważyli, że także jelenie od strony Czarnohory przyszły się gapić. Zeszły poniżej Krzesła Doboszowego, stanęły sobie na pagórku, patrzyły spokojnie. Śmiech głośny lecz bezcierniowy rozładował się wśród pospólstwa idącego za trumną, a któryś z gości pogrzebowych krzyknął: „Cwyriuku, wstawaj, twoja chudoba!“ — Proboszcz Krzyworówni ksiądz Wolański, mąż wnuczki starego księdza Buraczyńskiego nie widział jeszcze w życiu takiego pogrzebu. Sam nie wiedział czy także ma się śmiać, czy też krzyczeć na ludzi. Udał, że nie słyszy, zaśpiewał tym głośniej: „Wicznaja pamiat!“[1] Ludzie wtórowali księdzu, a między sobą szeptali, że to znak. Znak dobry, że dusza Iwanyska za pazuchą u Boga, bo chudoba leśna przyszła na pogrzeb, a cały naród zamiast płakać, śmieje się przyjaźnie.

Iwanysko był cichy, nikt o nim pieśni nie śpiewał. Pamięć o nim wraca wraz z wiosną nad Bystrec. Niechaj ci, którzy go

  1. Wieczny odpoczynek!