Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/41

Ta strona została skorygowana.
3

I tak sam z siebie, bez tego by ktoś postanowił, by ktoś nakazał, zjawił się — znany nam już — stary obrzęd czuwania przy zmarłym — posiżinie.
Naprzód pytania i odpowiedzi żartobliwe, potem przypowieści, gry, przedstawienia zabawne, dowcipy, okrzyki, nawet prawdę mówiąc błazeństwa, tak jak zawsze. Tym zabawniejsze to wszystko, że siedzieli w kucki, w ciasnocie, głowa obok głowy, ramię obok ramienia. Joseńko przynależny do gór i obyty z ludźmi nie brał udziału w obrzędzie chrześcijańskim, a przecież popijał wraz z innymi, zakąsywał swoim własnym chlebem i serem Tanaseńkowym. Uśmiechał się przystojnie wtedy, kiedy trzeba było. To znów spuzar wychodził z koliby, znów trembita smęciła się wspomnieniem i żałością. Wtedy milkli wszyscy, przerywało się posiżinie. Po czym znów gwarno huczała czuwająca koliba.
Tylko Italiany i Grany spoglądali zdziwieni, porozumiewali się spojrzeniami przerażeni prawie, jakby w tym obrzędzie było jakieś szyderstwo czy świętokradztwo. Następnie znużeni i zniechęceni drzemali. Przedrzemawszy się, budzili się i ziewali. Spoglądali niechętnie, ponuro. Zapewne bardziej niż kiedy indziej czuli się opuszczeni, osamotnieni w obcej puszczy, na krańcu świata.
Foka, siadając w kucki przed każdym z Italianów, zapraszał i traktował każdego z osobna. A widząc co się święci, że Italianom nie w smak taka uroczystość, rozmawiał z każdym z osobna. Przystojnie pocieszał Italianów, rozpytywał o Kamia, o jego pochodzenie, jego rodzinę. I zapraszał wszystkich do siebie na Jasienowo w gościnę. I mówił tak:
— Wy może myślicie sobie, że nam nie bardzo w głowie Kamio, że nie żałujemy go dlatego, bo obcy. I że dlatego zabawiamy się. Przeciwnie! Ten stary obyczaj chrześcijański jest właśnie dla pocieszenia żałości.
Italiany zakłopotani kiwali od niechcenia głowami, wzruszali ramionami i znów spoglądali jeden na drugiego. Co prawda i oni także niewiele wiedzieli o zmarłym. Tyle tylko, że był niegdyś skoczkiem cyrkowym, o rodzinie nie opowiadał, zdaje się, że nie miał rodziny żadnej. Dobry był chłop — powiadali — żarty lubił, sztuki cyrkowe pokazywał, jednak przeważnie sam po lesie chodził.
Mając przed sobą człowieka tak grzecznego, który w do-