Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/416

Ta strona została skorygowana.

Juria. I jeszcze raz prosi Foka i my wszyscy, abyście razem z księdzem Buraczyńskim nadzorowali nasze rewasze. Zróbcie nam cześć wielką, nie odmówcie.
Tomaszewski spoglądał zwycięsko na towarzyszy, a oni dorzucali po słowie, potem wołali razem: „Prosimy, zapraszamy.“
Sawicki witał się z siedzącym w kącie Cyganem, lecz ten miarkując coś, znikł, jakby nie słyszał i przepadł w zakamarkach grażdy. Tanasij podszedł do drzwi, wołał za nim głośno:
— Ołekso, gdzieś ty? Chodź tu, synku!
Gawecio nie odzywał się, a Tanasij zwrócił się w kierunku komory. Rozmyślił się, zaraz wrócił, chodził wielkim krokiem w milczeniu, po izbie, wachlując się czerwoną chustką. Nagle poczerwieniał, mówił chrapliwie, powoli.
— Wiem wszystko, tysiące kłód, dwie hacie, daraby i będzie jeszcze „füres“. I po cóż to? Mnie nikt nie zdurzy! Potop świata był przez zniszczenie lasów. I znów będzie. Dziś-jutro hacie kamieniami zasypią całą wierchowinę, daraby rozbiją brzegi, jednego pastwiska dolinami nie będzie. Z głodu krowy uganiać będą od krzaczka do krzaczka, od kępki do kępki, od trawki do trawki, która prędzej co uchwyci. Jak kawaleria na manewrach cesarskich! Wywalą języki, popękają jedna za drugą.
Nieporuszony Tomaszewski tłumaczył cierpliwie według pouczeń Foki.
— Panowie kupcy z Czerniowiec i z Gałacu zapłacą za wszystkie szkody, czy to brzegi, czy trawy czy łąki. Urzędowo otaksują i zapłacą. Także gdyby ktoś z nas nogę złamał lub uszkodził się — zapłacą. Jest w kontrakcie.
Tanasij zarechotał szczególnie głośno, potem ciągnął powoli.
— Panowie zapłacą? Oj, nie tak jeszcze zapłacą! Sobie samym na głowy i miastom powodzie ściągną. Słyszysz jakie gniewne wody podziemne, jakie wściekłe? Podmyją miasta, wywrócą, kamieniskiem zasypią podola urodzajne. Za potrzaskany las — taka zapłata! I słuszna!
Sawicki usiłując łagodzić, wysunął się naprzód.
— Gazdo godny, kłopotów góra, robota niespamiętana, wszystko na naszych karkach, krzywdy nie będzie nikomu.
Tanasij odpowiedział wyjącym śmiechem.
— Ha-ha-ha, panicz Sawicki, pana kowala synek także do