Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/421

Ta strona została skorygowana.

klątwy odpaliłem mu: „Nie godzi się, nie chcę słuchać.“ Zabrałem się. A on za mną zza płotu ujadał jak pies z łańcucha: „Ty smarku dopiero co wysmarkany! Ty gołopizdnyku śmierdzący! Ty mnie starego kosmatego ch — mnie Urszegę uczysz? Świat chcecie przetrwać? Świat wywracać? Czym? Pućkami nieowłosionymi!“ I tak dalej, gorzej niż pijany furman z Zabłotowa. Zatkałem uszy i uciekłem. A teraz ja wam powiem — Tomaszewski podniósł głos z wyzwaniem — I przetrwamy świat ten i wywrócimy stary durny świat spod krowiego ogona, razem z Tanasijami, z ich uwiędłymi pućkami.
— Daj ci Boże, Jasiu — krzyczeli głośno młodzi kumpani — przetrwamy.
— I wywrócimy! — dokrzykiwali inni.
Tomaszewski, upewniony co do uznania swoich towarzyszy, odzyskiwał spokój. Usiadł po lewej stronie koliby tuż obok watry, a wokół niego w kącie skupiali się coraz gęściej jego kumpani żabiowscy. Bystreczanie siedzieli w prawym kącie, a Foka w środku, inni wokół niego, inni znów na posłaniach.
Skupieni w lewym kącie sąsiedzi, znajomi a nawet dalecy krewni Tanasija, skupili swe urazy, a rozruszali się jak naruszone mrowisko. Przypomnieli sobie i wałkowali wszystkie plotki, a zagrzebali wszystko co dobre. Prali Tanasija tak zawzięcie jak szmatę pralnikiem.
— U nas w górach zanadto szanują starych i z tego myśmy najgłupsi — wymądrzał się trzydziestoletni Kimejczuk.
— No, no, u nas na Żabiem przecież coś rozumieją — uspokajał rówieśnik jego Gąsiecki.
— Oj to prawda, że rozumieją, nie bardzo szanują u was na Żabiem starszych — zgodził się gorzko Kuzimbir z prawego kąta.
Żabiowcy gorączkowali się jeden przez drugiego.
— Stary to jedno potrafi: zawadzać.
— Prawda starowieku — szydził ktoś inny.
— Prawda starowieku całkiem dobra była — mówił trzeci — zabijali zawczasu staruchów, aby nie karmić.
— To brechnia — oparł się Kuzimbir z prawego kąta — bajka jakaś, tego nikt nie pamięta.
— Po cóż od razu zabijać? — nadymał się już spokojniej Tomaszewski — prawo ustanowić: po sześćdziesiątce odebrać majątek, niech idzie łatać garnki.