Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/438

Ta strona została skorygowana.

— Ten sam co wszędzie. I w kościołach, i w pismach i na wodach także.
— A dla miast jakie przykazanie?
Inny z dziadków odpowiedział figlarnie:
— Dla miast takie, aby nosy dobrze zatykać, bo śmierdzi i dusi, aby nie mówić wszystkim „Sława Bohu“, bo gęba spuchnie. Aby uszy zatkać, bo huk i krzyk ciągły, a także aby kieszeń czy torbę trzymać z całej mocy, bo złodzieje kręcą się, jak bąki koło krowy, torbę nożem odetną i jeszcze nóż wsadzą w plecy.
— To ileż rąk na to potrzeba?
Dziadkowie śmiali się, inny znów dopowiadał:
— Dla miast przykazań żadnych nie ma, tam każdy robi co zechce, tak długo aż go wsadzą do kryminału. Kryminał i strach to u nich prawo naczelne.
Dziadowina Herdejczuk pytał Koczerhana z krzywym uśmiechem:
— Powiadacie, przykazanie napisane na wodach? Oj, napisane, a kto wie jakie? Ale na wodach kręci się wszystko i czytaj przykazanie. Jak? Nie lubię ja wody, ech, to nie dla nas.
Koczerhan podniósł głos, zrzędził z lekka:
— A któż ją lubi?! Lubi czy nie lubi, a tak mówić nie wolno i grzech. Woda ładna, woda mocna, woda Boża. Któż śmie ją sądzić?
Petrycio podgrzał już i podawał jedzenie, rębacze podchodzili po jednym do watry, a dziadkowie usuwali się pospiesznie. Cięli rzemyki dla postołów, skóra pstrykała w ich rękach, tyle było ich słychać. Watra ukazywała rębaczy jednego po drugim, skryć się nie mogli, wbijali oczy w kuleszę. Foka dobrze widzialny od watry powiedział:
— Pojutrze Juria.
Kuzimbir Biłohołowy drgnął, opuścił głowę, zapatrzył się w baryłkę z huślanką. Bomba westchnął boleśnie, jak krowa od kolek. Inni wbijali oczy w jedzenie, koliba zamilkła w oczekiwaniu. Foka siedział nieruchomo, czekał. Wyłowił chwilę, że Kuzimbir zerknął nań spode łba, prześwidrował go i już Kuzimbir nie mógł odwrócić oczu. Foka powtórzył:
— Pojutrze Juria, butyn wspólny, nie w pojedynkę.
Kuzimbir nie odwrócił oczu, ale nie odpowiedział, Bomba znów westchnął, Niauczuk jęknął cieniutko, Łesio wstał, zro-