— W Rumunii koleje i parochody? To nieprawda, to brechnia.
Obaj wstali. Pozostawało skarcenie albo bójka. Ktoś kłamał bezwstydnie. Chyba nie gazda. Ale czemuż brechuna bez czci i wiary nie zamaluje tak, aby się nakrył nogami? Czekali.
Na szczęście Mandat zarechotał z czystego oporu. Wcale nie chciał psuć gry Matarże, ale musiał osłabić własny lęk kpinami. Pytał niby to w przerażeniu.
— A może są tam ptaki żelazne? A może smoki skrzydlate też?
Zachwiany u szczytu pychy, Matarha rozeźlił się, pokazując tym, że nie jest zbyt pewny siebie.
— Chcecie jechać, Petrysku? Gońcie na złamanie karku! Jak psiuk przynęcany kawałkiem łajna. Droga do piekła otwarta. Zobaczymy, czy tam będziecie rechotać. A czyż wy wiecie w waszej durnej pałce, co z tamtych głów czortowskich może wyskoczyć?
Znów pytanie a z nim lęk zastygły nad kolibą, i Mandat stracił obronny śmiech. Pytał dość nieśmiało.
— Cóż takiego? Co przyjdzie do głowy i komu?
Matarha pozwalał czekać na odpowiedź.
— No cóż? — nalegał Mandat niespokojnie.
Matarha odpowiadał tajemniczo:
— To samo co w wojnie pruskiej pod Sadową. Żaden z was tam nie był i wiedzieć nie może. Nasze cesarskie wojsko było jak złoto. Nabijaliśmy gwery jak najprędzej łap-cap. Raźniej niż młócarka, którą konie ciągną w kółko. Widziałem taką nad Dniestrem — chwalił się dodatkowo Matarha. — I cóż nam z tego? Tam tym Prusakom coś takiego wyskoczyło z głowy, że wcale nie obracali gweru. Z tyłu nabijali po pięć patronów naraz, może i po dziesięć bach-bach-bach-bach. My raz wystrzelimy, oni kto wie ile razy. I teraz wykręcajcie, że brechnie. Zobaczymy tam na obczyznach czyja brechnia a czyja prawda.
Jeszcze nigdy nie słuchano tak nabożnie Matarhy. Upewniał się coraz mocniej, tak że pozwolił sobie zniżyć głos.
— I to by jeszcze uszło, kto śmiały-bywały może wyplącze się jakoś. Ale co powiecie na to, że wieczny Żyd ma niedługo przebiegać. Na Turcję strasznie łakomy, a wy jemu prosto w gardło.
Na ten przeskok do wykrętów z nowej beczki. Foka zaśmiał
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/444
Ta strona została skorygowana.