Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/449

Ta strona została skorygowana.

cały niechaj zginie? Tak? Niech tam w świecie naród bez drzewa zostanie, bez chat, bez dachów, a wy wszyscy tutaj bez mąki, z kuleszą z kory jaworowej?
Witrołom odparł pokornie:
— Wytrzymamy jak Bóg da, a oni też wytrzymają z Bogiem.
Foka krzyknął:
— Wy wytrzymacie, boście strzelcy i zwierzyny leśnej u was sporo. A inni? Niech się pobiją o chleb albo niech zdechną? Inne narody, wiary czy partie niech skapieją, aby tylko wam jednym spać spokojnie?
Witrołom odmachiwał się.
— Inne narody i wiary niech zostaną z Bogiem na swobodzie i niechaj robią co chcą. U nas swoboda, my nikomu nie podlegli.
Z bezradności Foka chlasnął się dłonią po czole tak mocno, jakby samego Witrołoma chlastał za upór. Odwrócił się gwałtownie, lecz Sawicki uspokajając Fokę ujął go za rękę, drugą ręką ujął Witrołoma, ciągnąc go ku Foce. Przemawiał ze śmiechem i wszyscy poweseleli.
— Koniec świata, Kuzimbirze, czemu teraz akuratnie koniec? Pańcio z was trochę zażartował, a wy zamiast płoszyć się, przypatrzcie się Foce i pomyślcie nad tym wszystkim.
Ciągniony za rękę Kuzimbir oglądał się za Pańciem jako koronnym świadkiem końca świata, ale świadek przykucnął w kącie bez ruchu, ponurzył głowę między kolana i milczał. Bomba wyręczył Witrołoma w odpowiedzi.
— Koniec świata widoczny, bo siłą-mocą wloką nas gazdów, do włóczęgi siłują.
— Widać, widać — kiwał głową Witrołom, oglądając się nadal ku Pańciowi.
Sawicki porwał się.
— Któż was wlecze? To nie prosta mowa ani poważna. Sami nie wiecie, co wygadujecie.
Matarha szczeknął z ciemnego kąta.
— To wasza mowa kręta, paniczu, bo cóż wam szkodzi, że kilku chłopów potrzaska sobie głowy. Przebraliście się teraz po naszemu, bo tak wam do twarzy, potem znów do pańskiej mody wrócicie. Zaszczebioczecie po pańsku i znów was przyjmą, panienki najchętniej, boście krasawiec. I przebierajcie się zdrowo, ale nas w nieszczęście nie pchajcie dla pańskich spekulacji.