Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/451

Ta strona została skorygowana.

marnym groszem. To wasza niewola! Jakoś za prędko zapomnieliście, że waszej siostrze Marijce pan nic nie dał za męża. Tak, za tego Czornysza, co zginął na spławaczce pańskiej. A taki szczery był do roboty, jakby las cały chciał wziąć na plecy! Śmiał się do świata, jasnymi oczyma iskrzył i świdrował. I widzicie co spławaczka potrafi. Skoczył w sam środek zahaty, na wierchuszek aby ratować. Nie uratował, sam zginął. Ostatni raz go widzieli, kiedy zdębiły się przeciw niemu kłody z rozbitej daraby. Jakie dziesięć kłód mu nad głową sterczało, jakby go stado smoków napadło albo czortów. A on sam jeden walił w to czekanem, rozbijał, odbijał, aż w końcu strom kłód go nakrył i dotąd nikt nie wie, czy kłody go pogrzebały czy też nagła fala od haci go porwała. Nie znaleźli go. Widać nie bardzo szukali. Przepadł. Przecie Marijka pobiegła brzegami, szukała, wypatrywała wzdłuż rzeki aż poza Jasienowo. Na nic. I nic jej nie dali. Ani pensji, ani nawet odszkodowania. Niech razem z dziećmi korę jaworową łyka i grzeczne słowo.
Łesio zakiwał głową przecząco, łopotał gorączkowo.
— Ja dobrze wiem, że stary pan nigdy nie dowiedział się o Czornyszach. Chorował wówczas, długo nie wracał. Marijka durna zamiast zaczekać na pana, skarżyła się panienkom w ogrodzie. Potem obraziła się, a panny kozy młode, cóż im w głowie? Tańce.
Giełeta z wściekłością cedził szczególnie wyraźnie.
— Czornysz stracił życie w służbie u pana, na spławaczce. Sierocięta zostawił, a bidny pan nigdy się nie dowiedział.
Łesio nie umiejąc powiedzieć jakby chciał, niecierpliwił się.
— Słyszycie? Marijka sama winna.
Giełeta rozkrzyczał się, brzydko przedrzeźniając suchy głos Łesia.
— Słyszycie ludzie, panowie niewinni, Marijka biedanka sama winna, bo mąż jej zginął z tej roboty, aby pańskie drzewo ratować. I za to teraz razem z dziećmi nie ma co włożyć do gęby.
Łesio rozdrażnił się.
— Skąd wiecie, że nie ma? To jucha harda, obraźliwa, nikomu nie piśnie, choćby z głodu pękła.
Giełeta tracąc cedzony spokój, rozładował się.
— Jucha?! Jego siostra jucha! Ach ty psia podlizo!
Cwyłyniuk wmieszał się pospiesznie ucinając obelgi.