Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

dumane twarze robotników. To wybuchała watra na chwilę, to przygasała pęłkocąc, szepcąc. I twarze tak samo. Ci ludzie co dzień bliscy śmierci, na chwilkę wypływają z ciemni jak z wody czarnej, wybłyskują jak z mraki ciemnej. I znów pogrążają się w mroku. Może nie dziwota, że przeraził się stary Tanaseńko...
Gdy Płytka skończył grać, ożywiła się znów koliba. Traktamenty, żarty, pojedynki słowne i wreszcie przedstawienie pocieszne. Nikt by nie domyślił się, że to po całodziennej ciężkiej pracy.
Żu-żu-żu — żu-żu-żu — gruchał chór basowy, a odpowiadał drugi chór z przeciwległego kąta cieniutko a melodyjnie naśladujący głosy kobiece — żu-żu-żu — — żu-żu-żu —
„Żużukało“ grało głośniej niż watra. To był wstęp, rytmem mimo woli rozkołysał i wciągnął wszystkich.



4

Dary Boże chadzają także po puszczach i żaden stary obrzęd nie obejdzie się bez nowego talentu aktorskiego, który ożywia go i wskrzesza. Na dzisiejszy wieczór powołanie takie poczuł w sobie Petrycio Siopeniuk, capowaty, zwiędły i małomówny parobek, osadnik bystrecki zamieszkały niedaleko butynu.
Naprzód odgrywał kozę rogatą. Ukostiumował się jak można było najlepiej, a ponurego spojrzenia umiejętnie użył, jako kruszca dla sztuki mimicznej. Rozeźlona, pełechata, rozczochrana koza zuchwale szasta się po kolibie. Młodzi chłopcy drażnią ją, szarpią za kudły i za ogon. Koza wybałusza oczy coraz groźniej. Siopeniuk dobywa z siebie głosu nie kozy już lecz raczej buhaja. Śmiech ogarnia kolibę. Co chłopcy przybliżą się, koza skacze, kopie, gryzie. Znów ryczy, znów grozi wzrokiem. Chłopcy, przybierając dziewczyńskie głosy, piszczą niby to w przerażeniu. Podchodzi Siopeniuk do Italianów na czworakach. Nos wykrzywia, węszy i parska, tupie na nich. Patrzy długo bałwanowato, grozi i warczy. Nie wytrzymali Italiany. I ich zaciągnęła dziecinna zabawa. Zaczną drażnić kozę. Jak skoczy na nich koza, jak ryknie. Uciekają, przewracają się. Faluje koliba, jak tratwa na Czeremoszu. Petrycio pokazał w końcu, że nie poszła w las nauka cyrkowa. Jak zwinie się koza pełechata w kulę. Tak właśnie jak Kamio pokazywał. Jak się potoczy ku watrze. Aż sagany poroztrąca, aż na węgle zaleciała! A tam