Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

wrzaśnie przeraźliwie. Padają okrzyki: „Hospody! Kamio, istny Kamio z cyrku.“ Lecz spomiędzy nóg zwiniętych na szyję nie wesołe oczy Kamia wyglądały lecz wybałuszone niby groźne oczy kozy-Siopeniuka.
W najwygodniejszym w kolibie miejscu, plecami ku watrze, oparty o berfełę, na gładkim odziomku pnia siedział najstarszy bystrecki gazda Skuluk, wnuk pierwszego osadnika, który zamieszkał pod Czarnohorą. Olbrzymi wzrost i wystający kościsty podbródek i potężny nos, wszystko w postaci Skuluka miało cechy wielikańskie. Gazda olbrzym rozgarniając długie gęste włosy, spadające aż na ramiona, z widocznym zadowoleniem ogląda posiżinie. Koza obchodzi Skuluka z jednej i z drugiej strony. Nie waha się warczeć groźnie także na niego. Skuluk umie dawać sobie radę z chudobą. Dobrotliwie klepie po kudłach zdziczałą kozę. Głębokim basem uspokaja: „Szu-szu-szu niebogo. Aj, ty bido luba! Kapusty by ci, kapusty? A może by na połoninkę zieloną?“ Koza szanuje gazdę, odchodzi.
To tylko przerwa. W drugim akcie koza staje się niesamowita. Szaleje jak wilk w zagrodzie owczej, kiedy go opęta szał krwi. Oszalała koza w rozmachu przewraca ludzi, siedzących w kucki, przeskakuje przez głowy, stuka głową o głowę, gryzie za uszy i gwizda w uszy, dmucha w nos, chwyta za nogi i wywraca. Skacze na watrę aż rozpryskują się iskry. I co tu mówić, zmienia się w nietoperza. Chwytając się słupów dachu błyskawicznie skacze od słupa do słupa, huśta się nad głowami, skoczy komu na głowę, zmyka pospiesznie, a wciąż grozi z góry.
Italiany znów spoglądają jeden na drugiego: czymże to się skończy. Tymczasem Siopeniuk osiągnął sukces rzadki. Postawił na nogi całą ludzkość koliby przeciw upiornej kozie. Ale też opętał ludzi kozim szaleństwem, wszyscy chwytają się za ręce i ruszając wielkim kręgiem jak kołem tanecznym osaczają kozę. Z konieczności zgięci, krążą w potężnych prysiudach, arkanach. Porwani wirem hasają wokół watry, Italiany i Grany chcąc nie chcąc pląsają także. Zkoziony szaleństwem krąg taneczny uzbrojony w bardki i pistolety poluje na kozę. Już podlatują w pląsie z gwizdem bardeczki i już grzmią starowieczne krócice jak armatki. Po strzałach nic nie widać prócz zamglonego blasku watry. Duszący dym prochu zalega kolibę. Krąg hasa w mroku z dzikimi okrzykami:

ha! koza, będzie łoza!