potężne tamy przeciw dzikim potokom dla ochrony od nagłych powodzi. Następnie orali nie tknięte dotąd pługiem, choć wymarzone dla pługa płaskie grunta poleśne. Zasiewali i zbierali zboże jak na Podolu, na podziw dla sąsiadów pasterzy. Rozbudowali dwór, otoczyli go otwartymi galeriami i werandami pełnymi światła. Stawiali nowe stajnie, obory, wozownie. Zakładali nowe sady, aleje, żywopłoty, warzywne ogrody i rozaria. Równocześnie usuwali dotychczasowe obwarowania, grażdy i wieże strażnicze. Zburzyli prywatną „furdygę“ czyli więzienie kamienne, sterczące przy samym gościńcu, niegdyś ostrzeżenie przeciw napadom zbójnickim. Niwelowali całą tę fortecę posiadania i pseudohonoru, hardą, zawziętą, wrogą. Otwierali się światu górskiemu, jakby zaufaniem chcieli wymusić ufność, jakby chcieli stwierdzić naocznie, że nie ma już i nie będzie ani rozbójników, ani napadów nocnych, ni zasadzek. Co prawda czynili to stopniowo, z początku nieznacznie, nawet nieśmiało, a głównie dlatego, by nie budzić sprzeciwu matki dziedzica, która dwa razy do roku przyjeżdżała ze Stanisławowa, odległego nie tyle przestrzennie, co raczej odgrodzonego drogami trudnymi, niebezpiecznymi lub niepewnymi. Matka nie miała i nigdy nie nabrała zaufania do mieszkańców gór, a luki w fortyfikacjach wydawały się jej dowodem niewybaczalnym lekkomyślności, co gorsza fatalnego wpływu synowej, zbyt młodej i nad miarę zamaszystej.
Młodzi nie bali się, postawili na swoim, bo postawili wszystko na zaufaniu. Nie bali się, a przecież w dnie świąteczne lub przedświąteczne, gdy pracę i kłopoty zawieszano na kołku, młodą żonę straszyły jakieś mary górskie, mary samotności czy przeczuć. Uważała to za szczególne szczęście, że mogła powierzyć swe obawy i troski jedynej przyjaciółce, a raczej opiekunce z konwiktu szkolnego z Sacré-Coeur w Orleanie, pisząc raz na kilka miesięcy dłuższe listy. Ostatnio ciężka choroba przykuła przyjaciółkę na długo do łóżka i pani Otylia wyzyskiwała wolne chwile, by jeszcze bardziej przez listy zbliżyć się do niej, pogłębiając marzycielską przyjaźń współczuciem i wyznaniami.
List pierwszy.
Mademoiselle Nelly de Boys — La Combe de l’Isère, Alpy francuskie,
Królestwo Galicji