Moja piękna i szlachetna Nelly, jedyna przyjaciółko!
Jest wieczór w sobotę i sama nie wiem jeszcze co i jak mam pisać, ale myśl o pani już mnie uspokaja i uszczęśliwia. Na sam początek przepisuję strofy o Rolandzie pana barona Avrila z książki o Rolandzie, którą otrzymałam w klasztorze, jako nagrodę na pożegnanie.
Hauts sont les pics, les vallons ténébreux,
Les rochers gris, les défilés sinistres.
Les monts sont hauts et ténébreux et grands, AOI
Les vaux profonds, rapides les torrents.
Clairons sonnent et derrière et devant.
On voit venir tonnerres et gelées,
Orages, vents, merveilleuses tempêtes,
Un appareil de flammes et de feux.
Ours, léopards, qui veulent les manger,
Givres, serpents, dragons, diables vivants
Et de griffons plus trente milliers. AOI.[1]
U tych preux było to raz i przejściowo, wojna to straszna rzecz, cóż robić? A mnie codziennie sterczą nad głową góry i strachy. „A-oj, a-oj“, wzdycham i ja. W dnie powszednie można wytrzymać. Robota zalewa nas jak powódź. Ale tuż przed świętem i w święto — to gorzej. Jakby na pomoc mi, pisze pani, że góry kołysały ją od dzieciństwa. I jeszcze tak: „Wielka przygoda Alp była dla mnie nieporównaną szkołą podziwu“. Szkołą podziwu! A ja jestem rodem z równin urodzajnych, znad samej granicy stepu, i gór w życiu nie widziałam. Podziwiam mego męża i wszystko co on podziwia. Staram się nawet odgadnąć jego umiłowania: szum naszej rzeki, choć jej nie widać z domu, głosy niewidzialnych fujarek, wstające wciąż z głębin leśnych. Zresztą nawet burzy piorunów i powodzi górskiej właściwie się nie boję. Bo wtedy głowa do góry i baczność. Jestem bardzo szczęśliwa, a lękam się wciąż o to szczęście, nie widzę jego końca, a nie śmiem zaglądać tamtędy na sam koniec. Dlatego gdy zaczyna się zmierzchać jak teraz, gdy długie cienie gór wyciągają łapy i świerki kiwają się, jak wielkie bestie, zmawiają się jak smoki i gryfy — boję się.
- ↑ Wysokie są szczyty, doliny ciemne, / Skały szare, przesmyki złowrogie, / Góry są wysokie i ciemne i wielkie / Doliny głębokie, szybkie strumienie. / Trąbki dźwięczą i z tyłu i z przodu. / Widać jak nadchodzą pioruny i mrozy, / Wichury, wiatry, zdumiewające burze, / Przepych płomieni i ogni. / Niedźwiedzie i lamparty, które chcą ich zjeść, / Szrony, węże, smoki, żywe diabły / I gryfów więcej niż trzydzieści tysięcy.