Mamy nadzieję, że Matka Boska Częstochowska nawróci wszystkich schizmatyków do jedności, jak już nawróciła dawniej Rusinów. Najważniejsza zmiana w moim życiu, że stałam się katoliczką i Polką, jaką była zresztą moja matka. Katechizm polski umiem na pamięć i na wyrywki, choć czasem wplącze mi się jeszcze jakieś słowo francuskie znane mi z Sacré Coeur. A mój mąż tak potrafi spojrzeć niebieskimi oczyma, że nauczyłabym się i po turecku. Pani wie zresztą może, że nasza rodzina tak strasznie była pomieszana jak gdyby na to, aby trudno było zgadnąć. Wieża Babel, ileż narodowości, a ile języków. Mówiliśmy co najmniej pięcioma językami, wszystkimi źle. Moja babka była nawet neofitką z Turków muzułmanów, a koniec końców wszyscy byli schizmatycy i mnie zrobili prawosławną. Chciałabym to naprawić i wciąż myślę o pielgrzymce do Częstochowy. Ślubowaliśmy to nawet oboje z mężem, ale obecnie tylko marzyć o tym można, bo tam Moskale. Męża nie puszczą i jeszcze coś gorszego mu zrobią, bo jak Pani pisałam, był w powstaniu polskim. Pani o tym dobrze jest poinformowana i inni w Francji też wiedzą. Bardzo ich żałują nawet, mówią nieraz: „biedna Polska, nieszczęśliwi Polacy“. Ale mój mąż mówi, że wcale nie biedni. Biedni czy nie, a powiadam pani, że lepszych ludzi od Polaków nie ma na świecie. Z początku bałam się ich, bo co Polak to honor. Dlatego bywają ostrzy, to znaczy wymagający, jak Pani Matka mego męża. A nasi Wołochy? Lekkoduchy kochani, pobłażliwi, weseli, a gdzież im honor w głowie? Z początku wstydziłam się za moją rodzinę, bo wydawali mi się wszyscy przy Polakach niehonorowi. Gdzieżby oni zrobili takie powstanie?! To prawda, że powstańców polskich jak mego męża, jak pana W. co wyrwał się z Sybiru, chowali u siebie po dworach na Bukowinie i gościli najserdeczniej jak mogli. Wszystkie dwory rozbrzmiewały cudaczną polszczyzną, od parady używaną od wieków. Połączyli się znów dla powstańców, dla zabawy ale serdecznie. Ale śmiali się z nich także, zaśmiewali się. Mój starszy brat Tytus mówił, że Żyd nie dałby złamanego guldena za całe to powstanie. To co z tego, że Żyd by nie dał? A za pojedynki mego brata dałby? Chyba jeszcze mniej. A za te burdy, jazdy karkołomne, zajeżdżanie koni, przewracanie wozów po gościńcach dałby? Chciałabym zobaczyć takiego Żyda! Od kiedy siebie pamiętam, bałam się moich braci i teraz się boję. Ciągle wypadki nieoczekiwane, łamanie osi, dyszlów, kół, nóg końskich i co kto chce. Czasem prosiłam ich, błagałam, a oni
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/475
Ta strona została skorygowana.