Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/490

Ta strona została skorygowana.

jakby nas miały pochłonąć. Bierwiona zajęczały jak dusze potępione, lecz tratwa skręciła gładko, wcale nie gwałtownie. Ani jedna kłoda nie musnęła skały. Pożegnaliśmy ich przy Ujściu Rzeki, a oni zaraz popłynęli dalej w stronę Rumunii.
Przez cały dzień ludzie z przybrzeżnych wsi wystawali nad Rzeką. Gapili się, bo naprzód co pół godziny, potem coraz częściej płynęły z gór długie tratwy. Olbrzymy ciężkie, ogoniaste, a zawijały chyżo na zakrętach. Powalone demony, spętane, okaleczone, jakby krwią oblepione żywicą. Czasami błyskały ich gały oczne — jakby to rzec? Umęczone czy szydercze, raczej czyhające, mściwe i szatańskie. Po południu fale na nowo rozbuszowały się, tak że ludzie uciekali w obawie znad brzegów. Widocznie w górach na nowo spuszczono wodę z tamy. I dalej toczyła się armada smoków, sunęły, syczały, bełkotały kłody niezliczone. Zbliżały się szybko, znikały jeszcze prędzej. Coś mnie przygnębia, jakiś lęk, a może tylko obawiam się, że mi się przyśnią.
Choć nasze wierzchowce przybyły na czas, pozostaniemy tu na noc w gospodzie. Ach, jacyż mili i zapobiegliwi są ci właściciele gospody. Żydzi nabożni, tacy jakby dopiero co przybyli z Ziemi Świętej. Czuwają życzliwie nad nami, często pytają, czy nam czego nie potrzeba. Gdy weszliśmy do gospody, stara Żydówka ucieszyła się moim mężem: „Cóż za gość, to nie gość, to lubko. Co za szczęście!“ Tutaj na nowo wydaje mi się, że jestem w raju ziemskim.
Kończę list, a wciąż jeszcze trudno mi go zalepić, trudno mi rozstać się z panią. List pani mam wciąż przy sobie. Pisze w nim pani o tych kwiatach alpejskich, które żyją tak daleko od wszystkich, że nikt ich nie ogląda, ani nikt nie wetchnie ich zapachu. I o tych duszach obarczonych brzemieniem miłości, która nie mogła oddać się nikomu.
Jak pięknie brzmi to w przekładzie pana Avrila, naprzód o pani:

„ce matin j’ai vu vos yeux pleurer“.[1]

A potem o tych, którzy znali i znają panią:

„il n’en est pas qui tendrement ne pleure.“[2]
  1. Dziś rano widziałem, że płaczą twe oczy.
  2. Nie ma ani jednego, który by nie płakał rzewnie.