Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/50

Ta strona została skorygowana.
5

Potem jeszcze wspominano Kamia. Andrijko Płytka przymknął oczy, uśmiechał się gorzko. Opowiadał ważkim szeptem. Słuchano go nie mniej uważnie niż przedtem fłojery.

— Tak bywa u nas — mówił Andrijko — że narzeka ten i ów: to że mu ciasno przy watrze, bo w kupie wszyscy, a tu człek nie ma kąta swego, gorzej niż niedźwiedź w gaurze. To znowu, że tańczyć nie ma gdzie w kolibie. Mało mu tańców ze smerekami. To znów że mu ciemno! A od tej jasności na śniegu tam w puszczy światłość wiekuista może ogarnąć. Toż prawdę chyba powiem, że narzekanie takie, to migi jakieś durne. Towarzystwa ci za dużo, haj! jak pobędziesz sam w niesamowitym kącie leśnym, to odechce ci się być samym. A tutaj w kolibe i watra — oby się święciła — grzeje nas, jak ridna mama cycką. I spuzar — daj mu Boże zdrowieczko — jak ojciec rodzony nakarmi, usłuży, dobre słowo powie. — — O, Kamio, ty Kamio! Gdybyś tu był razem z nami! A przechodził przecież każdy z nas obok niego co dnia, a żaden nie zapytał: „A może ci coś brakuje? Dolega coś, Kamio?“ Ale teraz to każdy by pytał: „Kamio, co z tobą Kamio?“ Oho — Co tu dużo mówić, mnie nikt nie zdurzy: my dziś przez cały wieczór o nim tylko myślimy wszyscy. A tak. Każdy z was myśli bez przerwy o Kamiu. A co to za dziwny chłop był, dobry jak chleb. Jak ptak chyży. A zaradny, a wesoły, choćby nie wiem co. Spotykaliśmy się nieraz. Ja tam gdzieś głęboko w lesie rąbię sam, a on tędy i owędy sam sobie chadza. Raz ryzy kontroluje, innym razem zakątki wszystkie przeszukuje, czy gdzie jakie zabłąkane kłody pod śniegiem nie zostały, aby się nie zmarnowały. To jego robota była. Chodzi sam tak po lesie i nieraz sobie zaśpiewa po italiańsku i zawodzi tak jakoś: „Kiebeła — koza — bacziar — liaroza.“[1] Powiadam do niego: „Co tobie, bracie Kamio, wciąż ta kobyła i koza w głowie?“ A on w śmiech: „Idź het, Andrijko, to nie kobyła ani koza żadna, a dziewczyna kraśna, kapujesz? Tak, aby ją pocałować.“ To mu w głowie było! I to wam powiadam, bo wiem: on poszedł w puszczę na te roboty przez to, że był sam, samiutki na całym świecie. Mówił mi to po naszemu, tak jak potrafił: „Mama nima, tata nima, brat nima, żena nima! Niente, niente,

  1. Che bella cosa baciar la rosa. — Co za piękna rzecz całować różę.