Dziadulo Bazio wyuczył ich wszystkich śpiewania, starym przypomniał, młodych wyćwiczył. Jakiś dziadyga siwy z bokobrodami uśmiecha się słodko, to „starszy brat“, stary Matarha. I słysz-słysz, sam Foka śpiewa:
Oj dobryj weczer do ceji chaty
Cy pozwołyte kozi skakaty?
Mandat zaśpiewał, nogi mu skakały, ale zatoczył się przy nagłym skręcie daraby. A tu światła coraz bliższe.
Święty Mikołaju ratowniku, uciekać wstecz, uciekać. To nie światła z miasta, to kolędnicy ze światłami, słysz, słychać dzwon, to wcale nie z miasta, to kolędnicy.
Ale światła były coraz wyraźniejsze, coraz bliższe, coraz jaśniejsze, na równi z nim, naokoło i całkiem gdzieś wysoko. Zastygły, nie ruszały się z miejsca, i on zastygł. Aby odpędzić strach, wspomniał strach największy:
Raduł, las załomisty, głosy z wiatru, wrzaski z drzew, ryk starego dziada Mandata, strach po nocach. Wstyd było przyznać się do tego butynarom, że kiedy babka brała go na połoninę Raduł, prosił, nawet zawodził: „Nie, nie, tylko nie tam, babuniu luba, mamko słodziutka! Tam wiatr, tam krzyk, tam dziad Mandat, tam kogoś zabijają“. — „Idź głupi, mówi matka, barany zabijają, podkarmią cię baraniną, śmietanami i bryndzą, będziesz jak tuczny podświnek, ano, hajda!“ Widać już strach w tobie wtedy się zaczął. Ahi, niech sczeznie to całe dziedzictwo, ta krew Czornyszów. Mam teraz za to, ćwikali mi w oczy Mandatami i wyćwikali. Ależ mój dziadulo, to Bazio Kropiwnicki, ojciec matczyny, a nie żaden Czornysz. Bazio, to dusza rachmanna, uczył nas aby nie sądzić. „Kto sądzi, ten już ścina“, powiada Bazio. Mówił także do mamy: „Czornyszów też nie sądźcie“, sam słyszałem. A jakżeż tu nie sądzić? Takie naruszenia, takie mężobójstwa! Każdy z Czornyszów wiedział, nawet ja, takie prosię pucate, coś zwąchałem. A teraz, jakże nie sądzić? Sądzić, sądzić! Bo kto nie sądzi, ten ich wspólnik. Teraz i mnie sądzą. I jeszcze jak osądzą. Ależ do czorta, chociażem niby to podobny do nich, ja nie do Czornyszów przynależny. Ja nie chcę zabijać, ja nie chciałem zabić, ja bym tego Jasia śmierdzącego, tego wycieracza kurw żabiowskich, w rękę pocałował, byleby tylko żył. Niechbym ja zdechł zaraz, byleby on żył.
Wspomniał modlitwę, jak uczyła go matka, a dziadulo Ba-