zio tłumaczył mu, do głowy wkładał. Tymczasem on szubienicznik mały naprzód ziewał i zasypiał, a potem łapał muchy koło kaganka. Matka za ucho, a Bazio: „Zostaw, to dziecko.“ „Odpuść nam nasze długi, jako i my naszym dłużnikom[1] odpuszczamy“. Odpuszczamy? Co ja mam komu do odpuszczenia? Kto mi kiedy zrobił krzywdę? Tak samo jak memu rodowi, Czornyszom z Raduła. Kto ich kiedy skrzywdził, chyba tylko tyle, że im jeszcze za mało dali się zabijać, za mało dali się rabować. Taka sam i ja. Może mi za mało jeden Jasio? A prawdę mówiąc nawet tamci z Raduła nie tylko mnie nie skrzywdzili, hodowali mnie jak prosię, brzuch mi napychali i jeszcze pieścili. Jam gorszy od nich, modlitwa nie dla takiego.
Przepływając wśród nieruchomych świateł czerniowieckich, o których szczęśliwie zapomniał, Mandat płakał. Od kiedy go babka ciągnęła na Raduł, aż teraz nie płakał tak gorzko. Przepłynął gładko, znów ciemność cicha, czarność błoga, rodzona.
Słońce wschodziło i Mandat zobaczył po lewej stronie równiny bez końca. Stepy czy pustynie? Podpływał bliżej: nie, pola równiutkie, zboża, pszenica bujna bez końca. Ależ to żywny, pożywny kraj, kraj-raj. Daleko za prawym brzegiem, po prawej ręce ciemne góry wciąż oddalały się. Tam wierchowina, tam Raduł także, dziedzictwo przeklęte, opryszkowskie.
Niech ich czort, do czorta cały ten rodzony kraj! Skoczyć do wody, zatracić się, bo ta obczyzna żywna, pszeniczna miła mi i ciepła, a tamta ojcowizna, czarna, zimna, dzika, przeklęta dla mnie. Do tego dopłynąłem? Zdrada? Za bogactwo, za to żem ledwie je zobaczył, za te pola pszeniczne, od razu czortu się zaprzedać? Ależ nie! precz-wstecz, bo gdzie pszenica, tam niewola. Jak nam panicz Ryś śpiewał na święto Odokii żabiowską pieśń: „Tam niewola ziarno sieje i zbierze niewola“.
Precz-wstecz, uciekać jeszcze dalej. Gdzież to jeszcze dalej? Był całkiem mały, kiedy na święta gościli go wszędzie i pchali w niego od rana do wieczora i u baby i u ciotki, i u Gotyczów, i u Skuluków. I banysz, i gołąbki, i śmietanę i paskę i fasolę na oleju i suszenice z miodem. Pchali-napychali, przyprowadzili do domu, a tu jakoś niewygodnie, nowiutkie spodnięta ciepłe i pełne. Zaciął zęby, zataił, a baba do niego: „Ty Petruneczku coś zanadto śmierdzisz.“ Rozebrała
- ↑ Długi, dłużnikom — tak w przekładzie starosłowiańskim z greckiego, używanym w Kościele greckokatolickim.