Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/53

Ta strona została skorygowana.

dam tedy do Kamia: „Ta ptacha boża i ty, Kamio, uratowaliście mnie“. „Jaka ptacha? — mówi — nie widzę żadnej ptachy.“ Gdy tylko to powiedział, kania wzbiła się w górę i uleciała. On nie widział, a ja widziałem. Uratował mnie Kamio. A jego — nie było komu ratować. Leśnych słów nie znał. Nawet tej kani nie zobaczył — —
Posiżinie przeciągnęło się do rana. Nad ranem Foka wraz z Matijem Zełenczukiem i Jurijkiem Fedczukowym poszli na przysiółek nad Bystrec. Tam, nad zakrętem Bystreca, na lewym wysokim brzegu, nie dochodząc do klauzy, w ustronnym miejscu pod stokiem stromym stała wówczas kapliczka, którą zbudował stary pan ze Stanisławowa, Wojciech Przybyłowski. Wokół kapliczki był cmentarzyk. Tam wykopali grób dla Kamia i przygotowali z Matijkiem i razem z Jurą trumnę smerekową. I tam na trzeci dzień pochowali Kamia. Teraz na miejscu kapliczki tylko żelazny rzeźbiony krzyż stoi, na miejscu dawnych grobów rosną stare lipy i brzozy. Na dole Bystrec szumi jak zawsze.



6

Po pogrzebie zwiała się burza śnieżna. Fala za falą, ławica za ławicą, jak szeregi biesowe sunęły zamiecie z Czarnohory. Ziarnistym ostrym śniegiem sypały w oczy. Pociemniał świat. Młode konie Foki bały się zawieruchy, zawracały i kręciły się często.
Wracając wstąpił Foka do Tanaseńka, odszukał go w pracowni stolarskiej. Stary gazda rozczochrany, zadymiony lecz zadowolony trzymał w ręku nową łopatę jaworową z rączką nadmiernie karbowaną wzorami. Cieszył się jak zwykle gościem, pokazywał naokoło nowe berbeniczki, talerze i stołki. W pracowni pachło kiedryną jak wonnym olejkiem. Tanasij witając się, pytał po swojemu cierpko i jakby z tryumfem:
— A co Lodowa-baba Eudokia? Zmroziła cię?
— Mnie nie, ale Kamia.
— Tego pajaca? Ech, gdzie takiemu po naszych puszczach łazić. Przemarzł, co?
— Na wieki przemarzł, Tanaseńku. Do przepaści strąciła go kłoda.
Tanasij spiorunował gościa wzrokiem przeznaczonym dla mordercy. Podniósł łopatę, jakby chciał nią ugodzić. Otworzył usta, opuścił łopatę na podłogę, złapał się za głowę, całym