Bo taka jest Boża ustanowa od początku świata dla nich, by byli Żydami, a dla nas — abyśmy byli chrześcijanami. A tamci Anglikany? Przeciwnie! Odskoczyli, wiarę starą cisnęli i jeszcze chwalą się, że chrześcijanie. Takie czasy!
Cwyłyniuk westchnął żałośnie i zaraz Witrołom duchnął miechem na całą izbę, a Ajzyk westchnął mu do wtóru. I znów Cwyłyniuk rzucił mu wdzięczne spojrzenie.
Witrołom mówił wzdychając:
— Bez krzyża? Toż męczą się biedaki, trzeba by im ulżyć jakoś, z krzyżami do nich pójść.
Bomba wybełkotał:
— My nie do tego, chybaby księdza im posłać.
Cwyłyniuk rozdrażnił się.
— Męczą się? Czort im się w kiszkach męczy. Księdza im? Mają i oni księży jakichś, jakich nie wiem, ale to dobrze wiem, że od czorta postanowionych.
Ajzyk dla bezpieczeństwa nie odszedł do klauzy, zmartwiony stał nadal nad siedzącym Cwyłyniukiem, jak gdyby czuwał nad chorym. A Foka zapytał Cwyłyniuka:
— A skąd wy to wszystko wiecie?
— Znasz mnie przecie nie od dziś, wiesz, że na wiatr nie mówię. Od kiedy to już Anglikanie, ci od ryby przesiadują u naszego księdza! I raz zachciało się nam zaprosić ich na nasz chram i do cerkwi, i do chat także. Przygotowaliśmy się, ubraliśmy się w pistolety, prochownice, a krzyży na piersi tyle, ile każdy miał, aż świeciło. I poszliśmy do rezydencji księżej. Nie ma co mówić, sami gazdowie, nie byle jacy. Chcemy zapraszać gości do nas, a ksiądz ma to: „Nie pchajcie się, nie bądźcie śmieszni, nie nudźcie ich, to przecież goście.“ My dalej swoje: „My też chcemy ich gościć, tych gości z daleka, i w cerkwi i w chatach także.“ A ksiądz na to: „Czegoż wam się zachciało, jakżeż będziecie z nimi mówić i o czym?“ A my księdzu: „Po ludzku, jak z ludźmi.“ Aż wtedy ksiądz się zniecierpliwił, żeśmy tacy głupi i rzetelnie łopatą do głowy kładł nam to całe anglikaństwo. Mówił dużo, a z tego najważniejsze wyłapałem, że koguta kładą i szanują, a krzyża wcale nie. I u nas kogut pilnuje sobie krzyża i gwałtuje z krzyża na świat, a u nich bez krzyża. Nie wiadomo po co i kogo. No i my z tego jak niepyszni, ze wstydem wróciliśmy do wsi. Popamiętaliśmy Anglikanów na zawsze.
— Bez krzyża? Koguta samego? Cóż to może znaczyć — oburzył się Witrołom, ale zaraz się uspokoił. — To pewno
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/539
Ta strona została skorygowana.