Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/544

Ta strona została skorygowana.

szukać! — uspokoił się, mówił ciszej. — Ale jak? Na obczyźnie ludzie niepewnieją, a ona wciąż czyha, za kieliszek, za guzik, za grosz przeinaczy cię na nieprawdę.
— Mnie za grosz przeinaczy? — pytał Foka.
Cwyłyniuk wypogodził się, uśmiechał się chytrze.
— Chłopczyno luby, nie pysznij się, a siedź cicho, nie rypaj się. Tobie ja wierzę, za grosz cię nie kupią, ale za honory, za modę, tę niby mądrość światową, kto wie... Wszędzie czyha.
— Cóż czyha, gdzie czyha?
— Pieniądz czyha, dziewczyny czyhają, wiara niewierna jeszcze gorzej, bo tak ci szepcze do wątroby: — „Cóż masz z wierności?“ A pycha modna na całe gardło krzyczy: „Zrobię cię wielkim.“ Wciąga, wessie, znijaczy.
— Jakże znijaczy, od czego zacznie?
Cwyłyniuk odpowiadał z przejęciem:
— Skórą cudzą cię skusi i od razu na ciebie zaciągnie. No i z tej skóry, jak z wilczej, jak z niedźwiedziej duch duchnie, zapach cię przesiąknie. Dusza twoja nim przepachnie, i przepadło. Tak jakby sok malinowy do flaszki naftowej przelał...
Foka chłodził:
— To po waszemu zatkać się trzeba? Nie trzeba się uczyć?
— Węszyć trzeba głęboko, narowić się, jak górski koń przeciw złodziejom końskim, albo przeciw kupcom złodziejskim.
— A gdzież ci złodzieje? Gdzież ci kupcy na mnie i na nas?
— Kto wie? Dla pieniędzy tyś nie Szumejowe dziecko, nawet nie koń, tylko byczek na mięso do kupienia, na zakąskę dla czorta.
— Ależ my nie idziemy z delegacją dla pieniędzy, tylko dla honorów wzajemnych.
— Inny honor malinowy, a inny naftowy — upierał się Cwyłyniuk.
Foka zmarszczył się.
— Ależ to niezdrowo tak niedowierzać, złe tylko wywąchać. Kto czorta wszędzie widzi, zbudzi go.
— Nie bój się, chłopczyno, zbudził się dawno i czai się.
Foka pytał cicho.
— Więc po waszemu cóż robić?
— Pójść z delegacją, niech Anglikany mają ten honor, a potem prędziutko do chaty.
— Ja tak samo myślę.