Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/548

Ta strona została skorygowana.

pracowników swego dzieła.“ Foka wstał i odpowiedział po niemiecku: „Witamy pana szefa, sława Bohu, sława wam.“
Chief zamknął oczy, zbudził się zaraz, smagając gorąco: „Bóg jest naszą skałą.“ Mandl przełożył niezwłocznie, lecz wzrok szefa odleciał niecierpliwie, jakby zapomniał, co powiedział, jakby szukał nowej zdobyczy. Wbił się w Sawickiego nieruchomo. Mruknął: „That one is quite like a Scotch boy, must be a German.“[1] Nikt nie uważał za stosowne przetłumaczyć, a chief nie spuszczając wzroku z Sawickiego, zagadnął go po angielsku: „Your name is Sawicki?“[2] Panicz-Ryś nasurowiony jak sam pan Kowal, kraknął po polsku: „Tak“. I zaraz chief z zamglonym wzrokiem zaklekotał łagodniej jak sokół, co naleci na swe pisklęta dopiero co opierzone, a już zbiegłe z gniazda: „Hoarse and efficient like a new saw-frame.“[3]
Oderwał wzrok i zwracając się do Foki, smagnął kościście jakby do nikogo. I zaraz Mandl przełożył: „Szef pyta dyrektora Fokę, czyście zadowoleni, czy macie jakieś życzenie.“ Foka odpowiedział z miejsca: „Nie jestem dyrektorem. W kontrakcie jest wszystko. My wam życzymy dobra, sławy u Boga i u ludzi dla was i dla waszych rodów. Niech Bóg was prowadzi na wszystkich wodach. Amen.“
Mandl krzywiąc się tłumaczył na angielski, a Foka tłumaczył szeptem swoim ludziom. Chief jakby czekał na to. Przystąpił do działania. Zgiętym palcem zapukał w książkę, jakby pukał do drzwi. Otworzył książkę, znalazł natychmiast, pospiesznie dał Mandlowi do przełożenia. Znów przymknął oczy, a Mandl przekrzywiając twarz przekładał na niemiecki.
„Pan jest moim pasterzem, nie zaznam biedy, położy mnie na zielonych pastwiskach. Powiedzie mnie nad ciche wody, odmłodzi mnie. Poprowadzi ścieżkami prawości dla Jego imienia. A chociaż przejdę przez doliny śmierci, nie będę się lękał.“

Foka poznał, zrozumiał, szepnął swoim: „Psalm Dawidowy.“ Zaszumiało między delegatami. Cwyłyniuk mruknął: „Ich nabożeństwo“. Przeżegnał się trzykrotnie i zaraz wszyscy delegaci, jeden za drugim gramolili się z ław, żegnali się krzyżem, kłaniali się w kierunku stołu i książki. Potem ściskali się wokół Foki nalegając, żeby im wytłumaczył. Lecz chief pospieszył się, znów wskazał jakieś miejsce w książce i znów Mandl

  1. Ten jest całkiem jak szkocki chłopak, musi być Niemcem.
  2. Twoje nazwisko jest Sawicki?
  3. Ochrypły i wydajny jak nowa piła.