Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/558

Ta strona została skorygowana.

Ajzyka. Chociaż przywykli do nieoczekiwanych postanowień chiefa, byli oszołomieni. Domawiali to i owo, a jeszcze więcej nie domawiali, oglądając się wciąż na chudego i cichego rzecznika Trustu, inżyniera Walthew. Dla niego mówili po angielsku także między sobą. Czując na sobie nieme pytania, Walthew referował zwięźle.
— Gentlemen! wasza lojalność jest ponad wszelką wątpliwość. Lecz wygląda, jak gdybym miał bronić Trustu i szefa. Nie uchylę się. Nie potrzebuję przypominać, że jego postanowienia nawet nieoczekiwane, okazują się zawsze przewidujące. Ponad wszystko jednak uprzytomnijmy sobie ryzyko finansowe, dotąd wyłącznie nasze. Do tak szlachetnych intencji i obietnic nie można chyba wciąż dopłacać. Na kontynencie mówi się zbyt wiele, a nie wszystko musi być powiedziane, bo zrozumienie to kwestia czujnego sumienia. Dlaczegoż my jedynie mielibyśmy dźwigać „brzemię białego człowieka“? Niechaj Niemcy też wezmą udział kapitałem i pracą, w zamian za nasze kierownictwo i za pośredni dostęp do rynków światowych. Niewątpliwie ocenią to, bo po niemiecku jakoś tak się mówi: maszerować osobno, uderzać razem. Zrobimy na co nas stać, aby nas pokochali. To stanowisko Trustu, słowa chiefa. Od siebie nic nie dodałem, lecz wierzę lojalnie, bez zastrzeżeń, bo chief is a sterlinghearted old blade.[1]
Mandl starannie zasłonił oczy okularami, ciął chłodniej niż zwykle.

— Każdy wstrzymany rozmach smętny. Zwłaszcza po tak świetnych sukcesach i zapowiedziach, kiedy nie tylko uniezależniliśmy nasze oddziały kontynentalne od przypływu funtów szterlingów, lecz nawet zasilimy dopływem centralę. Prusy i Prusacy? Ha, dużo by o tym mówić, nie należę do kalumniatorów, katolikiem nie jestem i nigdy nie byłem. Ale nie zwykłem — to come off with a lie.[2] A czasem trzeba wysłuchać sąsiadów, chociażby mieli złą prasę. Obcym rozumem nie robi się interesów. Na Śląsku austriackim tak sławionym przez szefa, jednego nie dostrzega się, zwłaszcza gdy nie zna się języków tamtejszych: że od czasu owych słynnych inwestycji pruskich, bieda wśród ludu nie zmniejszyła się lecz wzrosła. Tymczasem w całych Karpatach wschodnich, u tych, jak mówi się, ciemnych pasterzy, nawet w przybliżeniu i to

  1. Chłopakiem o złotym sercu.
  2. Wykręcać się kłamstwem.