bierał się do nich sam dyrektor Husarek, jak gdyby niepewne, czy zadowolenie z takich przyjemnostek godzi się z ojcowską osobą szefa kalkulacji. Bo aż dziw brał, że inne jeszcze zamiłowania miewał prócz trosk kalkulacyjnych. Chyżo a skrycie, niepozornymi kroczkami wślizgiwały się do wnętrza inżyniera Walthew, nie inaczej przecie jak przez usta, zaledwie otwierające się, a bardzo starannie zamurowane. Jak gdyby pierwszym warunkiem posiłku było, aby zamaskować tę całą naturalną, przeto wstydliwą funkcję jedzenia, toteż czułe placzinty wstydziły się same, że tylko do tego właśnie służą. Lecz gdy potężny dyrektor Jacobs, promieniejąc obracał je w uroczystym tańcu ust, szczęk i zębów, nabierały ważności, nawet osobowości. „Ja nie jestem byle jaka placzinta, jestem ta jedyna nie inna, bo doceniana, uwielbiana.“ I znów przeciwnie. Smętnie traciły nie tylko urok, nawet wartość, poniżone do obowiązku nie smakowania nawet, tylko odżywiania marnego, a tak starannie zakrytego ubraniami ciała, idealisty dyrektora Mandla, który mówił tylko o drzewie karpackim, bo śnił i marzył nieustannie o dalekich Karpatach, o spienionym Riabyńcu, o bujnym Czeremoszu. Z cielesnych upodobań doceniał zaledwie tylko miód i kawę, bo dopomagały mu przenieść się w dziedzinę marzeń.
Pepperl żartował:
— Stara reguła dla jedzenia placzint jest taka, aby tak szczelnie napełnić sobie usta, że nie można wymówić: ppapp, ppfaf. — Dla poparcia twierdzeń Pepperl eksperymentował, napełniał usta i zaledwie udało mu się wykrztusić: pfaff. Uśmiechał się ironicznie, a patrząc z przekornym respektem na dyrektora Husaryka dodał: — Stąd właśnie pochodzi słowo Pfaff, bo klechy tak się napychają.
Husarek jedząc systematycznie spojrzał nań z niemym wyrzutem, a Mandl dla złagodzenia odgadł myśl starszego kolegi.
— Ach! masz liberał Pepperl szuka sobie ostrogów antyklerykalnych.
Wykorzystując pogodę, Mandl znów oświetlał swoją rację:
— Trzeba skonstatować i ustalić, że jest to nie tylko najlepszy z naszych interesów na kontynencie, ale także najgładziej i od ręki rozwiązany. Pokażcie mi innego dostawcę, który by tak lojalnie, tak elegancko wywiązał się jak dyrektor Foka.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/561
Ta strona została skorygowana.