Pepperl cieszył się także i opowiadał.
— Wuj Ferdynand pisał, że w tych heroicznych zmaganiach jesteśmy świadkami walki dwóch religii: z jednej strony nowoczesna humanistyczna i oczywiście chrześcijańska religia człowieka, a z drugiej pogańska religia drzew. Do pierwszej należą ludzie czynu i postępu, drzewiarze, Trusty i ich dyrektorzy z wszystkimi pomocnikami państwowymi, leśnikami, sędziami także, do drugiej jacyś tam moraliści, idealiści z orszakiem spacerowiczów i nieoświeconego tłumu. I oni właśnie ośmielili się wyzwać ludzi czynu, piętnując ich i spotwarzając, że są piratami przemienionymi w nadleśniczych, urzędników finansowych, sędziów, a nade wszystko w kapitalistów, za to tylko, że wzięli na siebie to zadanie i ofiarę, aby otworzyć światu nasze lasy. Ale wynik niewątpliwy, bo przecież ten kult drzew i lasów to ciemnota zamierzchłych wieków, co stawia czoło przeciw postępowi, przeciw kulturze i oświacie. Opamiętajcie się! — woła wuj. — Nie gaj, nie las jest święty, lecz człowiek. Nie Wienerwald, lecz postęp i handel wydajny! Niechaj zatem prawo śmiało stanie po stronie człowieka, po stronie dyrektorów, po stronie nowobogackich, ich metres i ekwipaży, ich lóż teatralnych, słowem po stronie kultury, a nie po stronie lasu, dzikich zwierząt i barbarii. Wymieńmy święte gaje na pieniądze, jeszcze bardziej święte, jak najwięcej pieniędzy, dla kultury, dla człowieka, dla ducha. Dös is a Hetz![1]
Obaj dyrektorowie wiedeńscy, uraczeni opowiadaniem cieszyli się jak gdyby już się znaleźli w Wienerwaldzie, przechodzili na wiedeńskie narzecze, a Jacobs trwał w pogardliwie kwaśnym uśmiechu, jakby był niepocieszony, nie z powodu zakończenia kolacji, tylko z prowincjonalnych przyjemności swych kolegów. Pepperl gawędził dalej pogodnie.
— Wuj Ferdynand narobił sobie wrogów, to prawda, ale ci co go znali, wiedzieli dobrze, że miał nie tylko rację, ale także serce. Miał po swojej stronie wszystkich śmieszków, to znaczy cały Wiedeń. Nie chciał niszczyć ludzi, tylko zamiatał, wymiatał nadużycia i powiedzmy grzecznie, także stare pajęczyny. To chyba jest a work for many[2], jak sławił dzisiaj nasz chief.
Dyrektor Husarek godził się protekcjonalnie.