Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/578

Ta strona została skorygowana.

— Tak — doszeptywał Łesio — tylko bidny człowiek kocha swoją chatę, bo nie ma dlań kąta na szerokim świecie.
Nawet posłuszny Pechkało rozpyskował się do Foki.
— Wszystko umieliście zrobić, wszyściutko, aby nas tu zaciągnąć, a tego co najważniejsze — nie, bo po co pracowaliśmy? Aby żyć u siebie, w chatach, a teraz co? Wywiezieni na obczyznę i za co?
Nawet Fyrkaluk nie był zadowolony.
— Nie można już wytrzymać od gorąca i od kurzu. Zatchnie się człowiek i stopi z gorąca. Rychło patrzeć, wszystkie psy powściekają się, a my z nimi.
Matarha znów dochodził uważnie do głosu:
— A co? Nie przepowiadałem? Zaciągnęli nas, dotąd wyglądało ładnie, a teraz macie. Naprzód gorąco nas zadusi, potem daleka droga piechotą nas wysuszy i koniec nam.
Nawet zarobki ani nabywanie się u Ajzyka ich nie cieszyły. Bomba wzdychał.
— Po co nam te delorności, to kosztuje, u nas żyłby za to miesiącami. Żyd puchnie z tego, a my chudniemy.
— Coś nie widać byście bardzo schudli — szepnął Mandat.
— Jutro o świcie ruszamy piechotą — zadecydował nieoczekiwanie Bomba.
Matarha, Giełeta, Pechkało i Łesio godzili się burzliwie. Tylko Jasio wraz z kamratami jakby nie wiedzieli co zrobić. Jasio nie śpieszył się, wolał pobyt w Gałacu i nabyć się w Mołdawii, ale inni, choć trzymali się go, chcieli wracać. Otrzeźwieli i po raz pierwszy pokłócili się. Rozczulony niespodziewanie Kraszewski przemawiał Jasiowi do sumienia.
— Mógłbyś przynajmniej nad matką zlitować się i wracać prędko do chaty.
— A nie przebierać się za Rumuna i włóczyć się z babami — dopiekał Gęsiecki.
Jasio wypominał z żalem wzgardliwym.
— Tacyście kamraci? Mogliście wy przebrać się z Polaków na Rusinów, to ja mogę na Rumuna. Jeden Petrysko mnie rozumie. Petrysku, zostań ze mną.
Petrysko Mandat natrafił na granice tej przyjaźni za pokutę. Zostać wcale nie chciał, ale chytry po swojemu znalazł sposób przekupienia sumienia i Jasia także.
— Wiesz Jasiu, ja pójdę do twojej matki, przekażę, zaniosę co trzeba, a ty nabywaj się tutaj, biedaku.