Jasio był inaczej chytry i niby to dał się złapać.
— A co, nie mówiłem? Kto wierny? Tylko Petrysko! Dobrze, bracie luby, zajdź do matki, daj jej co potrzeba, ja ci potem oddam, znasz mnie przecie. —
Obaj byli zadowoleni ze swojej chytrości nie mniej niż z nowej przyjaźni.
Gdy tak bałakali, dwukonna bryczka zajechała przed zagrodę Ajzyka. Siedział w niej nie kto inny, jak sam dyrektor Mandl. Foka ucieszył się szczerze, bo miał z kim pogwarzyć i odsapnąć od nowych kłopotów, inni także przestali się kwasić, bo Mandl choć dyrektor, bądź co bądź swój. Dyrektor przyjechał z ważnymi wiadomościami. Przede wszystkim chief kazał zapłacić Ajzykowi za pobyt wszystkich, wszystko wszyściutko. Po drugie chief proponuje Sawickiemu, by jechał z nim w świat, wszędzie morzami i za morza, by sporządzać ryzy i urządzać nowe butyny. A może ktoś z butynu zechce z nami jechać? Chief uznaje, że pracują dzielnie, wesoło.
Foka ucieszył się, przetłumaczył Sawickiemu, lecz Sawicki nachmurzył się, nie chciał o tym słyszeć. Foka przekonywał.
— Piotrusiu, jedź, tyś młody, świat przed tobą, my wszyscy Szumeje będziemy pamiętać o pani kowalowej, jak o swojej. Chief sobie ciebie upodobał i może gdzieś tam dyrektorem zostaniesz i wtedy wrócisz.
Sawicki kiwał głową przecząco, przybił twardo: „Nie, nie!“
Mandl zasmucił się odrobinę, zwrócił się do innych.
— A może ktoś inny z was zachce z nami jechać? Do wyrębów, dla ryz, dla spławów.
Sawicki wskazał w milczeniu na Jasia, a Jasio zapalił się, aż cały zakwitnął czerwono.
— Tylko jedna rzecz — mówił Mandl ostrożnie — chief nie znosi tych strojów kolorowych, a Tomaszewski ubrany jak do cyrku. Trzeba zmienić.
Foka tłumaczył, a Jasio zapalił się jeszcze więcej.
— Ależ najchętniej, będę chodził ubrany po miejsku jak mój dziadek, a jak potrzeba to nawet za angielskiego pana się przebiorę.
— To zbierajcie się prędko, jedźcie zaraz ze mną — zdecydował Mandl.
To ułatwiło Jasiowi rozstanie się z kamratami, wyściskali się z Petryskiem w imię nowej przyjaźni tak gorącej, zapalonej siarczystym policzkiem. I zanim jeszcze Mandl siadł do
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/579
Ta strona została skorygowana.