dłuższy czas, tylko nie podczas głodu. Bo gdy spadnie tuhy rok, głód co korzeni się w kiszkach, burzani się też w głowie i w sercu. To drugi głód, to gorączka głodu. Dlatego tak gorączkowo szukali lekarstwa. Tymczasem lekarstwo, które wynaleźli, było jeszcze gorsze niż choroba. —
Oto następnej jesieni, gdy głód przesilił się prawie, papierki gruntowe naprzód zaszeleściły, potem zaszumiały i niepozorni szarapatkowie, woźni sądowi ze złotymi bączkami na czapkach cesarskich, odbierali osłupiałym dłużnikom to, do czego dotąd prawa nie miał sam pan cesarz: grunta pradziadowskie. Czasem od razu wypędzali z chat, w każdym razie od razu wprowadzali wierzycieli w posiadanie. Odbywały się pamiętne przedstawienia, śmiesznie żałosne, rozdzierające serca, bo zabawne lecz czasem zgoła groźne. Wyrzucani prawnie dziedzice na kolanach błagali szarapatków. Kobiety zawodziły, przeklinając Bogu ducha winnych woźnych, dzieci wrzeszczały wtórując chórem. Czasami przepędzano ich kijami lub toporami, kiedy indziej przepędzano wprowadzonych już przez prawo wierzycieli, przysięgano im zemstę, nie brakło wypadków, że zemstę wykonano. Wierzyciele (niekoniecznie oddani miłości bliźniego i przeklinani za to jeszcze po pięćdziesięciu latach) usprawiedliwiali się, że bez weksli gruntowych musieliby się pożegnać na wieki wieczne ze swoimi pieniędzmi, a bez asysty czapek cesarskich przepędzono by ich szpetnie, co najmniej wyśmiano by gładko. Przypominali niedawny wypadek w Kosowie, kiedy podobni dłużnicy uspokajali nieco niecierpliwego wierzyciela, który zresztą nie zabezpieczył się wekslami gruntowymi, łagodnie, słodziutko: „Moszku lubyj, my tebe skoro zakutajem“. Zakutaty znaczy otulić, zaspokoić lecz także sprzątnąć. Dotrzymali przyrzeczenia, zabili go skrytobójczo.
Nikt nie zaprzeczy, że weksle gruntowe były chytrymi pułapkami na głodnych i przerażonych głodem i że w wyniku, mimo że zgodnie z literą prawa, niemało dłużników „zakutały“ na zawsze. Na razie żandarmi, nawet oddziały wojska, wreszcie raz i drugi szubienice ukoronowały pamiętny tuhy rok, chyba najzgubniejszy ze wszystkich. Rok poniżenia, bezradności dziecinnej i głupoty bezradnej. Zasiewała się nie ozimina lecz zemsta. Kiełkowała długo, dojrzewała powoli. Bo weksle gruntowe nie tylko majątki odebrały ludziom, także odwagę. Znijaczyły i upodliły.
Foka z niepewnym jeszcze, jakby kiełkującym zamiarem oglądał lasy rodowe nad Riabyńcem i nad Popadyńcem. Gdy
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/58
Ta strona została skorygowana.