Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

schodził z Riabyńca na dół, odpoczął na granicy lasów. Słońce grzało silnie i Foka schronił się w łęku podwójnej chochłatej smereki, która w ten sposób wyrosła, że niegdyś dwa wygięte ku sobie drzewa najechały na siebie niby bodące się capy, a potem wiatr zbliżył je i zrosły się. Spoiły się małżeńskim węzłem na zawsze. Chochłatej smerece towarzyszył nie tak stary buk, który zasiał się w tym zacisznym a słonecznym miejscu.
W jesieni sporo czerwieni, czerwienią się i płoną buki, mienią się jagody jarzębiny i kaliny. Wtedy pojawia się u nas ptak z czerwonym brzuszkiem, gil, zwany słowikiem jesieni. Ukryty w wierzchołku podwójnej smereki czy może buka wyśpiewał Foce wyraźnie.

Nie skarby watażków, człowiecze,
Nie weksle wyleczą głód luty.
Zarada, twa głowa, twój butyn.

Foka porwał się: otworzyć na Riabyńcu wielki wyrąb, swój własny butyn, z własnymi ryzami, własnymi wodosporami, z własnymi spławami!
Przypatrzył się już uważnie butynom, a lasy, bo swoje, i wody, bo swoje, znał lepiej niż którykolwiek pan swoje. Pieniędzy nie miał, lecz powziął myśl całkiem nową współki butynowej. Chciał zacząć na własną rękę z pobratymcami wypróbowanymi a bez zaprzedania się komukolwiek.
Spoglądał w dół od podwójnego drzewa ku swoim lasom: ani jednej połoniny, ni łysiny, ni golizny. W dół i znów do góry falowały czarnoleśne wały, przeskakując jary, chłonąc przepaście i znów piętrząc się ku niebu. Czarność uderzała w oczy, szumiała, mruczała, szeptała: las-las-las...
Któż da radę, któż ośmieli się zacząć? A to pewne, że połonin, łąk sianokośnych, a tym mniej ogrodów ni łanów, nikt przenigdy nie odwojuje od tego lasu, bo gdzież taki oracz i siewca jak on sam. Nurtowało go na jawie i we śnie, ale nie pomyślał, by postanowić coś, tym mniej, by coś zacząć bez zgody ojca.
O ojcu Maksymie Szumeju wiadomo, że niewiele go widywano w Jasienowie na wsi, nawet w cerkwi rzadko, bo tylko w największe święta, tak jakby chował się przed ludźmi. W domu przebywał przeważnie sam w komorze, w najbardziej ukrytym zakątku zagrody, w środku zbiegających się ścian. Kto nie znał rozkładu zagrody, niełatwo by tam dotarł.