Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/597

Ta strona została skorygowana.

czałem. Dopiero wtedy otrzeźwiałem, jak gdybym się zbudził w grobie. I z tej trzeźwości przypomniałem sobie, czego mnie niegdyś nauczył ów watah, co z zymarki zabrnął z chudobą w śnieg tuż przed Bożym Narodzeniem. Ratował chudobę co ratował, aż oślepł od białości. Nauczył, że trzeba przemyć oczy moczem aby odślepnąć. To wiadomo. Przemyłem i ja wtedy i teraz czasem przemywam, kiedy mrok na oczy łakomi się powrócić. Dopiero gdy przewidziałem, zachciało mi się spać, zasnąć na wieki. Ale za darmo nic nie ma. Szukałem tamtych po skałach, szukałem wśród pyłu i śnieżnych brył z rozbitej zasowy, szukałem wreszcie całkiem na dole. Wszystkich znalazłem, tylko Mandata znaleźć nie mogłem. Wpakował się widać w jakąś grudę lodu, ta go zabrała, ukryła. Główny Śmiech schował się na zawsze. Poukładałem wszystkich pokotem, chodziłem naokoło, rozbijałem grudy i zwały lodu — nadaremnie. Wołałem nawet, bo któż wie, może — ? Wrzeszczałem: „Petrysku! Mandat! Pobratymie!“ Oho... Tylko echa ze skał pokrzykiwały mi się, ba, i śmiały się też, jakby sam nasz Petrysko zaśmiał się po raz ostatni. Choć bez sił, choć na czworakach, dolazłem do wsi na Zełene aż na wieczór. Nazajutrz ludzie przyszli ze mną na górę z łopatami, pomogli mi, zanieśli ciała pod cerkiew.
Opowiadano sobie potem, że zginęło dziewięciu. To nieprawda. Ośmiu tylko, to pamiętać trzeba. Bo ja jeden wywinąłem się. Czuwałem od dawna, odpędzałem to przemówkami...
Ksiądz zakłopotał się, w porywie wstał gwałtownie, potem zaraz usiadł. Opanował się, zawołał:
— Bóg może wszystko! Napisane jest: Pokruszyłeś głowy smokom i roztrzaskałeś łby Lewiatana.
Andrijko zadumał się, pomrukiwał urywanie:
— Toż ja miarkuję sobie tak — cóż może taki jak ja? Ale gdyby preoswiaszczennyj władyka był przedtem wyświęcił na czas, raz za razem, całe góry i wyklął czortownie, nie byłoby tej zatraty.
Ksiądz poderwał się z ławy:
— Cóż wam do głowy strzeliło? Gdy preoswieszczonnyj metropolita całe góry wyświęci, to już zasowy śnieżnej nie będzie?
— Zasowa zasową, ale hulać nie będzie czort-Lewiatan, ani polować na chrześcijan. — Andrijko westchnął. — A gdyby tam w brzuchu jego był prorok, przynajmniej ksiądz, toby wybawił.