ko rozciągnęli sobie z tego dworu to i owo każdy dla siebie, uciekali z tym co nachapali. A wciąż na nas psioczyli. Dług niewypłacony.
Maksym wyprostował się, uderzył dłonią w stół.
— Mądrze synku, z rewaszu widać — to dług. Mody nowej się strzeż, ale rób jak najlepiej, ja ci wierzę. Pieniędzy zostało maluczko już, ale bierz i to i rób.
Maksym wstał, wyprostował się jakby wyrósł. Oddzielał na stole jedne rewasze od drugich przejrzyście, tak że każdy był widzialny z osobna. Znów otrzepywał z siebie kurz, którego nie było, ujął miotłę z kąta, zamiatał proch, którego nie było. — Foka oglądał go uważnie, z podziwem.
Aby zrozumieć jak Foka porwał się na butyn, należy powiedzieć, że nasamprzód wyszukał sobie przyjaciół pewnych. Zawarł przede wszystkim, starodawnym zwyczajem, uroczyste pobratymstwo z młodym kiermanyczem, Piotrusiem Sawickim, bo ten najwięcej przypadł mu do serca ze wszystkich, których spotkał w butynie pańskim. Znali się z Jasienowa od dawna, ale przedtem spotykali się rzadko, bo Foka, dziecko gazdów pępkowych, od małego mieszkał na górze, każde lato przebywał na odległych połoninach, gdy Piotruś, kowalski syn i dziecko przybyszów, przez cały rok tkwił przy drodze kosowskiej, w jamie nad Waratynem, gdzie była kuźnia ojcowska.
Gdy Foka wracał konno z Riabyńca do domu, dopędził na drodze z Krzyworówni Sawickiego. Rozmawiali o zmianach ostatnich lat, o nowych kłopotach, także o wekslach gruntowych. I Sawicki, choć zazwyczaj nieśmiały, od razu powziął zaufanie do Foki. Powierzył mu coś, czego nauczył go ojciec z łacińskiej książki, że gdy w dawne, starożytne czasy, państwo raz było zagrożone przez napad, co więcej przez nawałę nieprzyjacielską, wieszczka poradziła, aby się obwarowali drewnianymi murami. W szczególnym zaufaniu do Foki dodał:
— To tak się czyta po łacinie: „Pythia respondit ut moenibus ligneis se munirent“. Odgadli, posłuchali, i wygrali.