Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

— Drewnianymi murami? Odgadli? A cóż to miało znaczyć? — pytał Foka.
Sawicki ucieszył się.
— To znaczyło wtedy okręty, a u nas będzie znaczyć daraby. Lasów macie dość, rozumiecie co trzeba zrobić? Wyskoczyć praktycznie i sławnie.
— A któż pomoże w ryzach, w darabach? Italianów już nie ma. Chybaby sprowadzić ludzi z Ruspolany, z węgierskiego boku. Na to potrzeba dużo pieniędzy.
— Znam się na tym, pomogę wam do końca. — To były pamiętne dla obu słowa Sawickiego.
Foka olśniony pomysłem wyznał co gil mu wyśpiewał na górze, a także, że ojciec zgadza się. Słowo do słowa, postanowili. I niedługo potem zawarli pobratymstwo. Zaprosili drużbów z Bystreca i starym zwyczajem poszli z oboma drużbami, z Andrijkiem Płytką i z Petryciem Siopieniukiem do cerkwi, dla ślubu pobratymczego. Wybrali cerkiew w Krzyworówni, bo była mniej więcej w środku drogi, między Bystrecem a Jasienowską kiczerą, na której mieszkał Foka. A głównie dlatego, bo pociągał ich szczególnie tamtejszy proboszcz ksiądz Buraczyński. Po spowiedzi ślubowali sobie, według starodawnego obyczaju, że w razie potrzeby będą się dzielić tym, co mają, że nigdy jeden drugiego nie opuści, zwłaszcza w biedzie i w groźnej chwili, że aż do dnia małżeństwa, nigdy żaden nie zboczy do dziewczyny ani do żadnej kobiety i że żaden nie rozgada tego, co mu pobratym powierzył. Na tym miał stanąć butyn. Po ślubowaniu w cerkwi obchodzili raz jeszcze uroczyste pobratymstwo w zagrodzie Szumejowej. Widywali się odtąd często, rozstawali się na krótko.
Piotruś Sawicki, jakie osiem lat młodszy od Foki, nie urodził się w Jasienowie. Pochodził z rodziny, co niezbyt dawno tam osiadła. Ojciec jego był kowalem. Powiedzmy od razu, kowalem osobliwym. Choć nie Cygan, jak przeważnie ówcześni, wcale zresztą nieliczni kowale, po przybyciu z miasteczka, pierwszy osiadł nad Waratynem, opodal Żydowskiego Kamienia, tam gdzie droga wiodąca do Kosowa, wciskając się kręto między skały, od razu wznosi się stromo w górę. W tak ponurym uroczysku żaden pasterz by nie zamieszkał.
Łatwo powiedzieć: kowal. I cóż godnego uwagi w kowalu przydrożnym? Przede wszystkim w owe czasy kowal Sawicki był pierwszym dumnym pionierem cudownego żelaza w kraju drzewa. Był też pierwszym, w którego domu raz na tydzień