bo tym bidniejszych — jak niegdyś owi Italiany — bo w swoich dalekich krajach, nie znaleźli chleba. Ale dla tych dwóch młodych, którzy chcieli wyskoczyć z zastoju i z bezruchu, butyn był wiosną i sławą. Młody Sawicki nie musiał pozostać w górach, mógł znaleźć zarobek bez trudu, bo znał swe majsterstwo, a Foka syn zamożnego gazdy i pasterza nie miał potrzeby oglądać się za zarobkiem, chyba dla sławy, dla nowości, w najgorszym razie dla mody. Dla sławy podkłada się zazwyczaj głowę, lecz oni dawali jeszcze w zastaw cześć, bo zaczęli gołymi rękami, bez pieniędzy. Nie najęli do roboty biedaków, bo wśród pierwszych rębaczy zaledwie jeden był biedny, tylko zachęcili junaków ochoczych. Śmiać się z tego można, bo cóż to za sława dla świata, że dostarczono bogatym drzewiarzom towaru najcenniejszego lub też że banki, trusty drzewne czy też tylko pośrednicy i spekulanci zarobili naraz więcej niż gdzie indziej. Ale sława w każdym kraju inna. Drzewo dla targów i dla rynków, sława nie dla rynku. By sławę zrozumieć, należy znać jej glebę, jej powietrze. Dlatego opowieść o butynie zaczniemy od dzieciństwa młodego Sawickiego.
Sawiccy mieli niegdyś więcej dzieci, przy życiu pozostał tylko Piotruś, najmłodsze dziecko późno urodzone. Hodowali go troskliwie, trzęśli się nad nim, rozpuszczali bez miary. Po przybyciu na Jasienowo zaznał swobody górskiej bez granic, takiej co rozbujania i uwodzi, przybyszów o wiele groźniej niż tubylców pasterzy. Bo wiadomo, że niejeden synek zajdów, nie tylko panicz possesjonatus, co osiedlił się w górach i zdziczał dla swego widzimisię, także biedak, syn urzędnika, nawet strażnik lub „finans“ cesarski, z tych co umyślnie byli posłani przez władze dla pacyfikacji i wdrożenia gór w ramy państwowe, nie posiadając stateczności pasterskiej, podpatrzonej u krów, stawał się buntownikiem, nawet rozbójnikiem, gorszym od miejscowych. Jak ów „panicz“ Tosio Pankiewicz z Riczki Diduszkowej, zwany Rewizorczukiem, bo był synem rewizora finansów, uwieczniony przez Korzeniowskiego w „Karpackich góralach“. Jednak swoboda bywała także czasem jeszcze probierczym kamieniem natury czy tradycji tak złotej, że żadna pokusa jej nie uwiodła.
Gdyby młody Sawicki chciał i umiał opowiedzieć swe dzieje, powiedziałby: „Na początku był bas“.
Bas ojcowski był pierwszym wspomnieniem i tłem. Na tle tym otrzymał pierwsze nauki, a były to liczne pieśni polskie, których uczyła go matka. Śpiewała z nim razem, zaledwie cho-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/77
Ta strona została skorygowana.