Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

dził, już podśpiewywał całymi dniami. Także ojciec nieco później i rzadziej uczył go pieśni. Możliwe, że Piotruś nie bardzo to lubił, bo były to takie pieśni, przy których ojciec upominał: „Baczność“. I chłopiec skoro zasłyszał te pieśni, prostował się jak żołnierz, ale tracił ochotę do śpiewania, chociaż tego nie pokazywał. Instrumentów muzycznych nie mieli, przeto Piotruś rychło nauczył się świstać szczególnie melodyjnie. Na butynie znany był z tego, że wyświstywał długie melodie słuchane chętnie przez butynarów. Dopiero po latach kupił sobie cymbały.
Od małego kręcił się koło kuźni ojcowskiej z własnej chęci. Gasił i przygotowywał węgle bukowe lub operował miechem kowalskim. Lecz kuźnia nie zawsze miała dużo roboty, przeto Piotruś robił co chciał. Przesiadywał opodal na skałach, chwytał rękami pstrągi w Waratynie, z powodzeniem pasał gęsi, zaganiał je z Waratynu do komórki, albo na stokach wzdłuż drogi, a czasem jeszcze wyżej wypasał krowę, zwaną Pani Dziedziczka, wykochaną z podarowanego cielęcia, którą matka rozpieściła nie mniej niż samego Piotrusia. Prawdę mówiąc nieraz gnał bezradnie za nią, a gdy z czasem przywiązywano ją za rogi aby nie uciekała zbyt daleko, Piotruś okręcał linę wokół ręki. Niestety „Pani Dziedziczka“ wlokła go po zaroślach i po skałach tak, że z trudem nadążał, a nieraz podrapał się dotkliwie. Czasem zaplątał się w wysokich trawach i upadł, a krowa pognała dalej swoimi tropami i doganiaj ją. Piotruś nieraz popłakał się przez „Panią Dziedziczkę“, może nawet dla ulgi byłby ją przeklinał, ale ojciec surowo zabronił przeklinania. Latem bywało najswobodniej, biegał pół godziny drogi do Czeremoszu, przepływał na drugi brzeg pod stary las, tam gdzie woda zielona i cicha. Godzinami pływał tak i nurkował w rzece, szukając ryb pod kamieniami. Właściwie nikt go nie uczył pływać, chyba że widział, jak inni chłopcy, co przychodzili z dołu od strony cerkwi, pływali na tej samej głębi. Nikt go też nie uczył łowić ryby, chyba ptaszek białobrzuszek, tak upodobniony do wody, bo czarny jak głębie, a spryskany białością jak spienione fale. Białobrzuszek czyhał na brzegu lub na kamieniach i nurkował, a Piotruś za nim. Stał się dzieckiem wodnym. Jedynym jego towarzyszem był stary pies Cholernik. Oprócz dworu jasienowskiego niezamieszkałego przez większą część roku, nad potokiem ani nad Czeremoszem chat ani domów wówczas nie było.
Resztę wychowania wypełnili rodzice jak umieli. Matka nau-