księdze dużymi literami tytuł: „In articulo mortis.“[1] Nic dalej pod nim nie napisał, bo stara krowa zwana Panią Dziedziczką porykiwała żałośnie ze stajenki. Sawicki zwlókł się, wyplątał krowę i wrócił. W kilka dni potem zadrzemał po południu na ławie przy miechu i już się nie obudził. Kuźnia nie osierociała, bo Piotruś już dorósł, tak że matka miała opiekę. Kowala zasłoniło milczenie. Przypadkowe jego powiedzenia — kilka, niewiele — zakryły nawet to milczenie.
Rzesze ludzi odprowadziły kowala naprzód do cerkwi, potem na cmentarz jasienowski. Czterech księży prowadziło pogrzeb. Ksiądz Pasjonowicz proboszcz Jasienowa palnął pamiętne kazanie. Chociaż wówczas niestary jeszcze, chociaż Rusin i greckokatolicki unita, nie mógł jakoś polubić swoich parafian, bo nie mógł do nich przywyknąć. Mimo rzetelne perswazje żony, podejrzewał ich o pogaństwo, wypominał im bezbożność, niekiedy nawet wyuzdanie, głównie z powodu przekornych pieśni. Chyba dlatego na kazaniach chętnie i zbyt często mówił o końcu świata. Z tego dziwaczne napięcie wzrastało między duszpasterzem a parafianami. Ksiądz chciał ich poprawić i groził końcem świata nieustannie, a parafianie zniechęcali się, gdyż odbierał im wszelki smak życia i nadziei. Maluczko przenikało od cerkwi — chyba do dzieci zaledwie, to co trwałe a piękne z liturgii i z symbolów — a od ambony, od żywego słowa zapalczywego kaznodziei niejedno odpychało, zwłaszcza mężczyzn. Parafianie nie mogli dosłuchać się ciepłego słowa pobłażania, rozczarowywali się, gdy oczekiwali pokrzepienia i radości z pięknych świąt. Zaś ksiądz mrożony obojętnością i, jak sądził, zatwardziałością, zniechęcał się także. I było coraz gorzej, mur jakiś zaszalowany na szaro — wyrastał. Tak wyjaławiała się cerkiew.
A tu przypomniał się sprzymierzeniec nieoczekiwany, bo dojrzały, pan kowal, co miał powagę i mir, zarówno u księdza, jak i u parafian. Uważał owe starcia parafialne za dziecinadę i sztubactwo. Z tym szerszym zapałem ksiądz wygłosił kazanie ku pamięci kowala.
— „Na zawołanie — wołał ksiądz — takie jest hasło rodziny Sawickich z pierwowieku. Pan Bóg zawołał i zaraz pan kowal rzucił wszystko. Panie Sawicki, zapukaj śmiało do nieba! tam ciebie znają, tam cię zaraz puszczą. Panie Sawicki, pomódl się za tutejszych grzeszników! Ostro! Gorąco! Naj-
- ↑ W obliczu śmierci.