rości, ponadto zbyt obszerna, była już chyba tylko pamiątką dawnych czasów, ze swoich ubrań szarapackich wyrósł dawno. Sawiccy mieli ponadto sporo grubego twardego sukna z podarków gazdowskich. Dotąd nie wiedzieli co z tym zrobić, a przecież dla butynu, dla pracy przy drzewie, dla drzazg, kolców i gałęzi, to twarde i wytrzymałe sukno jedyne. Przebrać się? Czyż ktoś zdaje sobie sprawę co zawiera w sobie to słowo? „Przebraniec“, to jedno słowo piętnuje od razu. Przebranka to już potępienie niemiłosierne kobiety, jako osoby rozwiązłej, która udowodniła swój bezwstyd przebraniem. A u Sawickich? Jeszcze jeden cichy, wstydliwy skrupuł: ktoś, kto nazywa się Sawicki, ma się przebrać za chłopa? Ale co tu dużo mówić. Dola tak chciała. Choć matka popłakała się, uszyli w końcu z sukna strój huculski i Piotruś przebrał się, nie aby coś udawać, lecz aby przetrwać. Prawdę mówiąc i to było widoczne, sam był nawet zadowolony z tego, że się nie będzie odróżniać od innych. Ale to niewiele mu pomogło. Nie tylko nadal mówiono doń „paniczu“, także o nim mówiono „panicz“, a w chwilach rozstrzygających uważano go za panicza.
W butynie nazywano go także „rysiem“. Piotruś-ryś albo panicz-ryś, tak mówiono. Zapewne dlatego, że w mowie i w chodzie był cichy, w skoku zwinny, a w rozbiegu skakał wysoko i daleko przez płoty i przez wody. Nikt mu w tym nie dorównał. Smukły, jasny o siwych oczach ostrowidza, o wijących się złotawych włosach, mówił z trudem, pomrukiwał chętniej. Toteż mówiono o nim: ryś skacze, ryś mruczy, ryś uśmiecha się pod wąsem. Za to stary kanonik Buraczyński, który jako proboszcz Krzyworówni przyjeżdżał czasem do kapliczki na Bystrecu, nazwał go: jedyny sprawiedliwy. Może sprawiedliwych na Bystrecu nie brakło, lecz stary ksiądz przypatrzył mu się i poznał, że Piotruś choć młody, nie lubi ani pochopnych odruchów, ani żadnej przesady do tego stopnia, że pokonując swą nieśmiałość, gdy zasłyszał jakikolwiek osąd lub potępienie, prostował je niezwłocznie i uparcie. Stąd młodzi towarzysze pracy brali go nieraz za rozjemcę w drobnych sporach, a przecież narzekali, każdy z osobna, że nie można dojść do ładu z paniczem, bo choćby złapano kogoś na tym, że zabił człowieka, on powie zawsze: „czekajcie“. Piotruś upierał się także, że dotąd na zbrodni nikogo nie złapano i dalej mówił: „czekajcie“.
Powiadają tak: przyjaźni nie tak dużo, a przecie nie tak mało, inaczej świat już by się dawno rozleciał. Na tym miej-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/87
Ta strona została skorygowana.