mimo woli czy umyślnie przerywając kpiny, ugaszczał i zapraszał.
— Goście moi, lubi goście, rozmawiacie to ładnie, a o sobie zapominacie. Proszę, jedzcie.
Gawecio onieśmielony obecnością rodziny i kpinami, otrząsnął się wreszcie, przypomniał sobie, po co przyszedł.
— Proszą was, diedyku, do waternika, abyście im zaśpiewali, a księdza i pana także. Tam stary Skuluk wodzi rej, tam watahy, butynary. Po połonińsku, śpiewy, żarty, dobrzy ludzie...
Z prawej strony znów dolatywały szeptania tajemnicze a wyraźne:
— Po cóż temu Cygan? Dzieci żyją, nie wyrzekają się go, a on żebraków sobie szuka.
— Ze starymi rozmaicie bywa — odszeptał wstrzemięźliwie jedyny sprawiedliwy — dla niektórych to śmiech, że banował za tym Italianem z butynu, niby cóż mu tam jakiś Italian. Pokładali się ze śmiechu. A nie ma z czego, staremu ciężko, trzyma się dopóki może, nagle się rozsypie. Z rozumu rozum się wywraca, nie daj Boże — wzdychał sprawiedliwy.
Tanasij skrzepił się, postąpił naprzód, zajrzał do prawej izby. Sprawiedliwy, a był to nie kto inny jak Piotruś Sawicki, wstał i skłonił się Tanasijowi w milczeniu. Inni niby to zajęli się rozmową, śmiechy ucichły. Tanasij witał Sawickiego serdecznie:
— O patrzcie, panicz wzbogacił się na butynie, a wciąż w chłopskim stroju paraduje. No, no, nowa moda. Oj, paniczu, paniczyku, o nieboszczyku panu kowalu po nocach dumam, to był człowiek, to rzetelność.
Sawicki popatrzył w oczy Tanasijowi i odpowiedział z ujmującym uśmiechem:
— Znam i ja jednego takiego, nieraz o nim myślę.
Tanasij rozczulił się.
— Daj ci Boże, synku, paniczu. — Zaniepokoił się, zwrócił się do Gawecia:
— No prowadź, idź przodem, prędzej, prędzej.
Gawecio wyszedł, za nim postępował Tanaseńko, obejmując syna i synową. Spiesząc się ciągnął oboje za sobą.
— Dobrze mi z wami dzieci, ale może ja dla was zły ojciec? — rozmyślał głośno — ze starym tak: zawsze ma rację, nikt by z nim ładu nie doszedł, stary potrzebny jak grzyb na drzewie. Jest powiastka, może nie bajka, że u nas dawniej
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/101
Ta strona została skorygowana.