tych zwaśnionych naziemnych potencji, podziemne i nieprzerwane, choć po omacku stąpające tradycje wschodniego chrześcijaństwa, z trzeźwą świadomością i porządkiem bojowym łacińskim. Poczęta z dawnej Rzeczypospolitej, w jej jedynej godzinie jutrzenki wyrocznej — a wszecheuropejska, z halickiej-ukraińskiej ziemi, z korzeni jej języka — a powszechna, chrześcijańska a ludzka, spełniała jak gdyby zalecenia największego poety chrześcijańskiego: „Chrześcijanie, bądźcież ludźmi.“ — Ani wysuszana drastycznymi reformami z góry, jak te, które przeważnie z wielkim opóźnieniem — szły z Moskwy, ani nie wstrząsana buntami z dołu jak na zachodzie, ożywiana nierzadko lecz w miarę sekciarstwem pokornym, niemal prywatnym, czerpała soki ze wszystkich źródeł żywiołowych wierzeń, które rodziły się na ziemiach dla niej dostępnych. Uprzeźroczyła nurt krwi w żyłach twórczości Kościoła, która gdzie indziej w Europie już się wydaje zasklepiona czy wysuszona. Mogłaby stać się wzorem dla cierpliwego wzrostu i przenikania misji w innych częściach świata. Niejeden krytyk powie, że można by jakoś inaczej i o wiele lepiej wypełnić takie zadanie, o ile poczęte jest z platońskiej perswazji. Czyli, że przemawiać należy do każdej duszy jej własnym językiem, takim, który nie pisze na wodzie lecz zasiewa się w głębi duszy. Nie widać jakoś, aby ktoś inny podjął się tego. Inny jeszcze krytyk zarzuci, że Unia była istotnie tylko przybudówką między potęgami Wschodu i Zachodu, i cóż łatwiejsze dla obu taranów potężnych jak ścisnąć i skruszyć wątłą przybudówkę. Lecz w takim razie cała perswazja, Peitho sokratesowa i platońska, nie Demijurgiem jest, który formował świat z chaosu, lecz przybudówką w ogonie uderzających na siebie brył. Czy zechce ktoś twierdzić, że zadanie Unii zbyteczne? Chyba że pogodzi się z tym, iż Wschód i Zachód tak długo mają się odwracać plecami, aż przyjdzie okazja do zniszczenia się wzajemnego. O ile jarzmo, podobne tatarskiemu, nie nasunie się na nasze karki, nikomu nie będą wzbronione próby jeszcze śmielsze. Ten list z Nieba jeszcze nie zakończony.
Opowiadanie niniejsze nie czym innym jest, jak utrwaleniem nielicznych cech czysto ludzkich i epizodów tego zmagania. Podoficerowie cerkwi, których nazwaliśmy duchownymi drugiego stopnia, powołani z ludu, należeli do przybudówki tej instytucji. Chyba tylko dzieci ludu potrafiły skutecznie przemówić do ludu, wdrażając go dzień w dzień w obrzędy, w wyobrażenia i wyrażenia z pomocą języka starożytnego, nie
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/107
Ta strona została skorygowana.