„A szlag by cię trafił!“ Coś mu nie dogodziłem. Zgłupiałem jeszcze więcej. Tłomaczyć chcę, przepraszać, a on od początku i coraz to prędzej: „Sława Bohu, szułem-ałejchem, a szlag by cię trafił, sława Bohu!“ Tratata jak młyn. Poznałem co to szkoła, na pierwszy raz dziwo wielkie, zabawa, ale cały dzień słuchać, nie daj Boże. A przecie ci, komu to potrzebne, wiedzą co robią, aby takie ot zawsze paplało i zawsze to samo. No, co wy na to, panie dziedzicu?
Waternik zahuczał śmiechem głośniej od watry. Podniecona kucharka zwijała się jeszcze raźniej, a dziedzic śmiejąc się odpowiedział pytaniem:
— Czyż to możliwe, aby tyle pracy, tyle kosztów, tyle szkół było na śmiech, na to, aby wszystko paplało jak papugi? Czy coś takiego pomieści się komu w głowie? Jedno pewne — ochota najważniejsza, bez ochoty i wino nie smakuje. A przecie, ochota różnie ciągnie, na dół i do góry — —
— Tak panie — zgodził się Tanasij — ochota najstarsza. Bez ochoty Bóg nie stworzyłby świata, bogactwo też z ochoty jak ze źródła, a biedota wtedy, gdy źródło wysycha. A do takiego wina jak dziś, zawsze jest ochota, do niego pójdę na naukę, do szkoły dziś i jutro. — Tanasij rozpalił się w równym rytmie z watrą: — A teraz skąd ochota do szkoły? Ha?
Ksiądz wleciał pośpiesznie, dziedzic ucieszył się:
— Do szkoły wina? — Tanasij przypomniał mi historyjkę zabawną, może pouczającą, czy ksiądz kanonik pozwoli?
Ksiądz trzymając chustkę przy ustach żywo zakiwał głową, słuchał z ochotą, Tanasij nie mniej.
Dziedzic opowiadał:
— U nas w sąsiedztwie na Podgórzu mieszkał jeden niemłody już szlachcic, dziedzic. Latami jeździł po obcych krajach, ciągle uczył się kto wie czego, i wrócił wyuczony bardzo, oświecony. Najdokładniej poznał wszystkie gatunki wina, gdzie jakie były na Węgrzech, w Italii, w Niemczech czy we Francji. Z czasem majątek cały wydał na te wina, ciężkie pieniądze. I piwnice takie miał, jak wielcy kupcy win na Węgrzech albo we Francji, ale nie handlował nigdy, tylko traktował panów sąsiadów, braci szlachtę. Był żonaty ale bezdzietny. Wciąż zapraszał sąsiadów w ten deseń: „Pierwszy człowiek zwał się Adam, i z niego grzech pierworodny, nie dawał, tylko obiecywał — a-dam, a-dam, a co komu z obietnicy. Ja jestem człowiek nowy, oświecony, nazywam się Tomasz. To-masz, to-bierz, człowiek zaczyna się od darowania. Ja z serca, ja
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/125
Ta strona została skorygowana.