z daleka strasznie szumiało w skałach. Wieczorkiem wziął mnie za rękę, ciągnie tamtędy, bo tam nocą dobrze by szukać skarbów, a to księżyc zaciągnął się, mgły spadły, bardzo szumiało z mgły, a nic nie widać. My biegiem do koliby, aby nas mraka nie ogarnęła.“ „A który był w Palenicy?“ — pyta profesor. Wstaje Hrycio Charukowy, ten drobny, czarniutki: „Ja byłem z diediem.“ „A źródła Czarnej Rzeki widziałeś?“ — pyta pan Konik. Hrycio namyśla się. „Nie, tam czarno, straszny las, Baba Lodowa skamieniała straszy i chapie, lęcznie.“ „Oni nic nie widzieli, a ja widziałam“ — piszczy najmniejsza ze wszystkich Warwarka. „A co takiego?“ „Widziałam tak: dziad co dnia chodzi do dziewięciu źródeł, zbiera wodę do przemówek. Nie daj Boże za nim iść, nie wolno. Ale co mi to, dziad ogląda się, a ja chytrze za nim krzakami, trawami aż pod sam Ihrec, skąd potok Waratyn. Idę, idę, dziad przyszedł do źródła, ogląda się znowu i kłania się, kłania się przed źródłem, cóż za licho? I ja w trawie w śmiech, a on za mną z palicą: «A ty pohana wiaro, hadyno!» Uciekłam, nie dogonił mnie, a widziałam.“
Foka oglądnął się przelotnie, wszyscy słuchali. Opowiadał dalej:
— I wtedy pan Konik pochwali: To dobrze, Warwarko, choć i nie bardzo, a kto nie widział, niech popatrzy. A czemu? Posłuchajcie dobrze, dzieci, i pomyślcie. Człowiek żyje, żyje, starzeje się, w końcu umiera jak każdy, idzie do nieba. Porządny gazda był, z grzechów się oczyścił, inaczej by go nie wpuścili. Przecież niejedno zaniedbał, dlatego w strachu. Wędruje, wędruje tamtędy do góry, wspina się i drapie, dodrapał się, zadyszał się, ledwie zipie i on w niebie! A tam na górze czeka na niego dwunastu staruszków z brodami do ziemi. „Sława Bohu!“ mówi dusza. „Na wieki Bohu sława, duszyczko“, odpowiadają staruszkowie. Najstarszy dziadek cieszy się i powiada: „To dobrze, to mi się podoba, to rozumiem, sami znaleźliście drogę, wędrowiec z was tęgi.“ — Dziadek wesoły, bardzo chytry, ale jelny, zaprasza grzecznie: „Siadajcie sobie, duszyczko, odpocznijcie, tak, napijcie się huślanki niebieskiej, a może by kuleszki z ziarna gwiaździstego, a może by naszej bryndzy z mlecznej drogi. Kosztujcie, kosztujcie, dosięgajcie śmiało, potem będzie egzamin.“ — Ławeczka miękka, światło koło światła, zapachy się toczą, huślanka słodsza od miodu, kuleszka aż po brzuchu świeci, ale dusza w strachu — bo egzamin... Staruszkowie brodaci za stołem, papiery, papiery,
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/139
Ta strona została skorygowana.